Czy w swej świętej bezczelności domyślała się, że praktykowana przez nią „mała droga” stanie się jednym z najpopularniejszych drogowskazów współczesnego chrześcijaństwa?
Przystępując pewnego dnia do Komunii Świętej, byłam wbrew memu stałemu usposobieniu trochę niespokojna. Zdawało mi się, że Dobry Bóg nie jest ze mnie zadowolony i powiedziałam sobie: »Jeżeli otrzymam dziś tylko połowę hostii, będzie mi bardzo smutno, będzie to znakiem, że Jezus niechętnie przychodzi do mego serca«” – notowała Teresa z Lisieux. „Zbliżyłam się i… co za radość! Po raz pierwszy w życiu zobaczyłam, jak kapłan bierze dwie hostie zupełnie od siebie oddzielone i podaje mi je! Rozumiesz chyba moją radość i słodkie łzy, które wylewałam na widok tak wielkiego miłosierdzia”.
„Ach, wiem, dla Ciebie święci też porywali się na szaleństwa, będąc orłami, dokonywali rzeczy wielkich... Ja, Jezu, jestem zbyt mała, by dokonywać rzeczy wielkich... moim szaleństwem jest mieć nadzieję, że Twoja miłość przyjmie mnie na ofiarę” – wołała. Odkryła, że jest zbyt słaba, by o własnych siłach osiągnąć świętość. Jej mama pisała w liście do jej starszej siostry, Pauliny: „Chciałabym być świętą, tylko nie wiem, z której strony się do tego zabrać”.
Teresa doskonale rozumiała te słowa. „Sama z siebie nic zdziałać nie mogę” – pisała. W jej ustach słowo „nic” nie było pobożną metaforą. „Jedyną moją własnością jest nędza” – dodawała.
Wielokrotnie dochodziła do ściany. Wierzyła jednak, że bezradność nie jest ostatnim słowem. Nadzieja rzucała światło na sytuacje pozornie nie-do-rozwiązania. Na przykład wówczas, gdy do krat Karmelu przychodził Ludwik Martin. Poruszał się w ogromnych ciemnościach, dotknięty prawdopodobnie chorobą psychiczną. Teresa widziała w nim upokorzonego Jezusa. To zapis porażającej wizji. Doświadczyła jej, gdy w brewiarzu odnalazła obrazek Chrystusa, w którym rozpoznała rysy… ojca. Nieprzypadkowo nazywała go „Dziedzicem i Władcą Senioratów Cierpienia i Upokorzenia”. Ojciec zapadał się z dnia na dzień. A przecież jeszcze niedawno uśmiechnięty przynosił do klasztoru złowione przez siebie ryby. Teresa zapamiętała zwłaszcza karpia o długości 59 centymetrów. „Gdybyś wiedział, jaką twój karp, twój potwór, sprawił nam przyjemność!” – pisała.
Jak mogę osiągnąć świętość? – pytała. Stając się dzieckiem, które otrzymuje prezent. Urodzona w 1873 r. w Alençon karmelitanka w czasie rodzinnych eskapad widziała windę (pierwszym dźwigiem nowojorczyk Elisha Otis pochwalił się dwadzieścia lat wcześniej na Wystawie Światowej). W trzecim rękopisie pisanym od lipca 1897 r. notowała: „Chcę szukać sposobu, by dotrzeć do nieba małą drogą, prostą, krótką, małą drogą zupełnie nową. Obecnie, żeby wyjść na piętro, nie trzeba już używać schodów, u ludzi bogatych zastępuje je świetnie winda”. Po czym dodaje: „Windą, która mnie wzniesie aż do nieba, są Twoje ramiona, Jezu!”.
„Nie lękaj się; im będziesz uboższą, tym mocniej Jezus będzie cię kochał” – podpowiada święta z Lisieux. „Uda się daleko, bardzo daleko, aby cię znaleźć, kiedy pobłądzisz”.
Marcin Jakimowicz