Liturgia to szczególny obszar mocy Słowa. Jest ono łącznikiem między Bogiem a człowiekiem, jest drogą człowieczej myśli ku Bogu samemu.
Wracałem z niedzielnego zastępstwa - to ważne zajęcie księdza emeryta. W którejś wiosce zatrzymałem samochód w zatoczce, by ułatwić przejście wychodzącym z kościoła. Dorośli, dzieci, także te małe, z rodzicami za rączkę. Niektóre w podskokach, inne coś tam mówią do mamy bądź taty. Dla emeryta widok ciepły i serdeczny. I przyszły mi na myśl słowa własnego felietonu sprzed dwóch tygodni: "Trzeba kaznodziejów i autorów, którzy - jak czterej ewangeliści - potrafią w krótkich, a skondensowanych zdaniach wypowiedzieć tajemnice i człowieka, i Boga. W społecznościach, gdzie królują słynne gwiazdki i inne substytuty słowa, Boga głosić nie sposób. Bo tam i człowiek się gubi". Wychodzący z kościoła nie wyglądali na zagubionych. Rozmawiają, dużo uśmiechu, pozdrawiają się, dzieci podbiegają do znajomych, może do babci czy wujka. Proboszcz pewnie obdarzył parafian kolejną dawką tajemnic i człowieka, i Boga. Nośnikiem tych tajemnic są słowa. W kazaniu i krótszych zachętach celebransa samych słów powinno być niewiele. A równocześnie treści powinno być dużo. To właśnie te skondensowane słowa niosące tajemnice i człowieka, i Boga. Słowa wypowiadane dziś, ale przecież z rodowodem sprzed wieków.
Czy oprócz słów może być coś więcej? Może i powinno. Liturgia od zawsze, nie tylko katolicka czy chrześcijańska, liturgia każdej religii wiąże w jedno słowa i gesty, słowa i postawy, słowa wypowiadane i wyśpiewane. Nic nie powinno słów zaciemniać, przekreślać, gubić. Równocześnie gesty i postawy liturgiczne mogą i powinny mocno oddziaływać na uczestników. Ale słowo zawsze ma być na pierwszym miejscu. Jak echo prologu ewangelii janowej: "Na początku było Słowo…".
Które słowo? Bo są słowa pisane, drukowane, zatwierdzone przez Kościół do użytku w liturgii. Są też teksty opatrzone uwagą: "tymi, lub podobnymi słowami". Bo liturgia, by była żywą więzią modlącego się Kościoła, musi dawać miejsce żywej myśli, żywym słowom, także gestom, spojrzeniom, uśmiechowi… Temu wszystkiemu, co ze słów wypływając, jest w stanie powiedzieć więcej, niż same słowa wyrazić mogą. Teatr? Nie, nie teatr. Tam zarówno słowa jak i gesty stoją w służbie jakiejś prawdy wyrażanej fikcją akcji. W liturgii akcja skupia w sobie misterium wiary, misterium spotkania widzialnego z niewidzialnym, boskiego z ludzkim. I nie wolno akcji liturgicznej postawić na pierwszym miejscu – by nie zamieniła się w teatr. W liturgii na pierwszym miejscu musi być słowo i moc Boga obdarowujące człowieka. Liturgia w krótkich, a skondensowanych zdaniach wypowiada tajemnice człowieka i tajemnice Boga.
Ważną rolę odgrywa w tym przygotowanie celebransa. Z jednej strony potrzebna jest dyscyplina i wierność liturgicznej formule zawartej w księgach. Z drugiej strony elastyczność w dopasowaniu słów proponowanych w księdze, a gdzie wolno, dostosowanie formuł i gestów do realiów zgromadzenia - inaczej z dziećmi, inaczej w szpitalnej kaplicy, jeszcze inaczej w czasie pielgrzymki.
A tak zwane pomoce liturgiczne, czyli drukowane albo internetowe teksty? Nie są księgami liturgicznymi i nie mają potwierdzenia przełożonych Kościoła do użytku w liturgii. Czy zatem są niepotrzebne? Są przydatne jako pomoc dla przygotowujących liturgię. A bywają na różnym poziomie wydawniczym, językowym, czasem odbiegają od ogólnych wymogów ducha liturgii. Dobrze że są, wszelako powinny się doskonalić, nie można im jednak przypisywać rangi ksiąg liturgicznych.
Słowo… "Na początku było Słowo” - pierwsze zdanie Ewangelii według św. Jana. "…a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo". Liturgia to szczególny obszar mocy Słowa. Jest ono łącznikiem między Bogiem a człowiekiem, jest drogą człowieczej myśli ku Bogu samemu. W Bogu trwa niezmienne. Po stronie człowieka podlega ciągłej ewolucji, nie mówiąc już o tym, że wypowiadane i rozumiane jest w różnych językach. Gdzieś w duszy człowieka zapisana jest tęsknota za wszechrozumieniem języków całego świata. Czy nie tego wyrazem jest opis zesłania Ducha Świętego? I te słowa: "Czyż ci wszyscy, którzy przemawiają, nie są Galilejczykami? - mówili pełni zdumienia i podziwu. Jakżeż więc każdy z nas słyszy swój własny język ojczysty?" (Dz 2,1nn).
Widzę tu jeszcze jeden problem - zmian dokonujących się w języku. Każdym, nie tylko polskim. Niektóre słowa zniknęły, inne powstały, jeszcze inne nabierają nowego znaczenia. Przysłowiowa babcia, która nie zrozumiała wnuka o coś proszącego. Równolegle przebiega drugi proces - zapożyczanie słów z innych, powszechniej używanych języków. Zapożyczenie nieraz wiąże się ze zmianą znaczenia. I dlatego bywa, że Polak z Włochem nie potrafi się porozumieć po angielsku… Skutkiem tego, także innych przyczyn, jest kurczenie się zasobu słownictwa we współczesnych językach.
Pomijam całą kwestię języków ludów i narodów innych kontynentów. A gdzie całe bogactwo literatury - i tej najprostszej, bazującej na ustnym przekazie legend, baśni, pieśni. Po literaturę, która sięga głębi ducha i wyżyn nieba zarazem. Kto próbował sztuki przekładu poezji - choćby pomiędzy językami europejskimi - wie, jak trudne to zadanie by oddać treść, rytmikę, rymy, stroficzny układ wiersza. A nad wszystkim to jedno Słowo, które było i jest u Boga. Więcej - które jest Bogiem.
ks. Tomasz Horak