W Wenecji nazywano go „bardzo ludzkim biskupem”. Nie izolował się od problemów wiernych. Był w stanie sprzedać swoje cenne rodzinne pamiątki, by wspomóc głodujących robotników. Walczył o najsłabszych i upominał Kościół, że to należy do jego obowiązku. 4 września papież Franciszek ogłosi błogosławionym papieża Jana Pawła I.
W 1977 roku kryzys ekonomiczny osiągał w Italii apogeum. Wiele fabryk i małych firm borykało się z ogromnymi trudnościami, aby sprzedać swoją produkcję. W samym Porto Marghera liczba osób zagrożonych zwolnieniem z pracy przekraczała czasami tysiące. Ludzie bali się o jutro. W kryzysie znalazły się fabryki cynku i szkła, zakłady produkcji statków i zakłady chemiczne, hutnictwo żelaza. W październiku patriarcha Luciani opublikował apel, w którym zwracał się do wszystkich diecezjan o podjęcie odpowiednich kroków, aby wesprzeć prawie sześć i pół tysiąca młodych bezrobotnych zapisanych w prowadzonych przez diecezję katalogach.
Czytaj też: Góry papieża
Walka o robotników
Cóż może zrobić patriarcha? – pytał retorycznie. Może pisać i mówić, próbując poruszyć sumienia, przypominając prawo Pańskie. Znamienne jest odniesienie do katechizmu, który otrzymał od swojej mamy. Mały katechizm wymienia cztery grzechy, które wołają o pomstę do nieba; dwa z nich szczególnie pasują do wydarzeń w Porto Marghera: uciskanie ubogich, sierot i wdów oraz zatrzymywanie zapłaty robotników. Dlaczego te grzechy wołają o pomstę do nieba? Katechizm odpowiada: „Dlatego, że ich niesprawiedliwość jest widoczna i krzycząca”. Nie można uważać się za chrześcijanina, jeśli jest się zamkniętym na potrzeby i cierpienia innych. Jeśli taką postawę prezentuje osoba, która chodzi do kościoła, to nie tylko daje zły przykład, ale również zniechęca do wiary. Nie można być chrześcijaninem tylko w niedzielę, ograniczając się do pójścia do świątyni. Jak mogę czcić Boga, jeśli depczę człowieka, który jest stworzony na Jego obraz i podobieństwo? Jak mogę mówić Ojcze nasz, jeśli nie myślę o biednych i ubogich, których Bóg jest obrońcą? Na uwagę zasługuje szczególnie apel, z jakim kard. Luciani zwracał się do księży, aby w swoich homiliach podkreślali godność każdego człowieka, jego prawo do partycypowania w wytworzonych przez społeczność dobrach oraz prawo do strajku jako formy protestu przeciw niesprawiedliwości. Wszystkich zaś wzywał, aby nie dali się zwieść nienawiści i zazdrości i jako chrześcijanie szukali pokoju, zgody, przebaczenia i miłości. Oczywiście, można te słowa traktować jako bardzo ogólne wskazówki, jednak w czasach napięć i podejrzliwości trzeba było mieć odwagę, żeby tak mówić, wzywać do zgody obie strony konfliktów w zakładach pracy i fabrykach. Wzruszająca jest również refleksja Lucianiego, w której apelował, aby ludzie pomagali sobie nawzajem zwłaszcza dlatego, że czeka ich zima. Czyż w tym krótkim zdaniu nie wracały do niego doświadczenia biednego dzieciństwa oraz zimowego głodu podczas pierwszej wojny światowej?
Echa wielkiego kryzysu
Na wyspie Murano, jak już wcześniej wspomniano, istniało wiele fabryk, które w 1977 roku także zmagały się z trudnościami. W jednej z nich robotnicy, aby wymóc respektowanie swoich praw, rozpoczęli strajk okupacyjny. Jak zauważył Luciani, strajk nie dotyczył tylko robotników z tej konkretnej fabryki, ale również wpływał na środowisko, wzbudzając w innych lęk o przyszłość. Wielu ludziom brakowało środków do życia, wobec czego tamtejszy proboszcz nie tylko zmobilizował parafian, lecz także poprosił o pomoc patriarchę. Udało się wzbudzić w ludziach solidarność zarówno ludzką, jak i chrześcijańską. Proboszcz miejscowej parafii św. Piotra, ks. Giuseppe Beorchia, który podpisał list popierający strajkujących robotników, otrzymał od patriarchy pełen ciepła list wraz z czekiem na pięćset tysięcy włoskich lirów. Jeszcze przed wybuchem poważnego kryzysu ekonomicznego pasterz diecezji weneckiej okazywał wrażliwość na ludzką biedę. Zauważał młodych ludzi, którzy szukają pracy, robotników zagrożonych zwolnieniami i ogarniętych lękiem przed niemożnością utrzymania rodziny, tych, którzy wyjechali za granicę w poszukiwaniu pracy i powrócili przygnębieni porażką, starszych utrzymujących się z małych emerytur. Przypominał słowa Jana XXIII, że robotnicy powinni mieć wpływ na swój los. Powinni mieć prawo głosu, które reprezentowane by było na najwyższych stanowiskach w państwie.
Czytaj też: Zakochany w Kościele
O dążeniach rewolucyjnych oraz odwoływaniu się do ideologii marksistowskiej wśród klasy robotniczej można dowiedzieć się z niektórych wcześniejszych wystąpień patriarchy. Twierdził, że w niektórych przypadkach polityka tak bardzo zajmuje ludzi, że w pewnym sensie przeszkadza im w wierze. Tych, którzy krytykują kapitalizm, szybko określa się mianem komunistów. Nie można też widzieć w kapitalizmie jedynie bestii, którą należy za wszelką cenę ujarzmić. Kościół wyraźnie naucza, że odrzuca się pewien typ kapitalizmu, to znaczy ten, który jest przyczyną cierpienia, niesprawiedliwości i osiągania zysku za wszelką cenę. Z kapitalizmem związane są trzy zasadnicze słowa: zarobek, konkurencja oraz własność prywatna. W Magisterium Kościoła nie zabrania się żadnej z nich. Jeśli są odpowiednio wykorzystane, prowadzą do właściwego rozwoju. Jednak jak ukazuje historia, nie brak w tym względzie nadużyć. Dzieje się tak wtedy, kiedy zarobek jest najważniejszym motywem postępu, kiedy konkurencja staje się najwyższym prawem ekonomii, kiedy własność prywatna jest rozumiana jako prawo nieznające ograniczeń ani obowiązków wobec pracowników. W tym samym przemówieniu przyszły papież ostrzegał przed przewrotnością komunistów, którzy używając strategii leninowsko-stalinowskiej, usprawiedliwiają rewolty i rewolucje, jeśli są one dziełem partii lewicowych. Ci sami komuniści potępiają jako nieludzkie i barbarzyńskie działania wojenne na przykład Amerykanów w Wietnamie. W ten sposób – pisał patriarcha – czyni się zamęt w ludzkich głowach i nie służy się prawdzie.
Wierny Ewangelii
Patriarcha z pokorą przyjmował sytuacje, kiedy źle o nim mówiono lub czasami go izolowano, szczególnie wtedy, gdy w swoim sercu znajdował uprzywilejowane miejsce dla robotników. Dnia 3 września 1978 roku, po wyborze na papieża, przyjął w Watykanie delegację seminarium i świata pracy, przypominając raz jeszcze, że robotnicy powinni być wysłuchani, szczególnie gdy mówią o problemach socjalnych. On sam chciał w tym względzie coś zrobić, ale – jak sam oceniał swoje działania – uczynił niewiele. To niewiele było jednak istotnym znakiem dla świata pracy. Nieraz starał się wspomóc potrzebujących. Pewnego dnia na ten cel sprzedał nawet osobiste pamiątki. Jak skrupulatnie wylicza Regina Kummer, pamiątkowy krucyfiks, który patriarcha otrzymał od Pawła VI w 1976 roku, miał wartość dwóch i pół miliona lirów, wraz ze złotym łańcuchem był warty prawie siedem milionów lirów, pierścień zaś wyceniono na cztery miliony. Wszystkie te rzeczy zostały sprzedane, a pieniądze przeznaczone dla ubogich.
Fragment pochodzi z książki ks. Jacka Skrobisza pt. „Pokora. Historia życia Jana Pawła I”, Wydawnictwo Esprit 2022
Książka do nabycia w sklepie "Gościa":
ks. Jacek Skrobisz/Esprit