Uśmiechnięta

Miłość do Niej, powierzenie się Jej, pobożność maryjna – są naszym jedynym ratunkiem.

Uczą tego wszyscy prorocy, ludzie najlepiej rozumiejący aktualny stan świata i Kościoła: do istoty chrześcijańskiej kultury należy kult Maryi. Powtórzę za nimi i ja: miłość do Niej, powierzenie się Jej, pobożność maryjna – są naszym jedynym ratunkiem. Bo Ona nas doprowadzi do Syna.

Równo 300 lat temu, latem 1722 roku, pielgrzymka z maleńkiego górnośląskiego Pszowa – wtedy pod panowaniem Habsburgów – dotarła na Jasną Górę. Tu, za dwa floreny i kilka grajcarów, pątnicy kupili potartą o oryginał kopię cudownego wizerunku. Obraz w drodze powrotnej został uszkodzony. Przez rok trwała jego renowacja u wodzisławskiego artysty. Przemalował on Madonnę ciemną na jasną, której z czasem, w wyniku kolejnych restauracji, wykwitł na twarzy delikatny półuśmiech. W 1723 r. obraz dotarł po raz drugi do Pszowa. Prawie natychmiast ruszyły doń tłumy pielgrzymów ze Śląska, z Polski, Czech i Moraw. Po nadzieję. Przez trzy wieki, fala za falą, dokonywały się tu nawrócenia i uzdrowienia. W 1747 r. poświęcono piękną, górującą nad całą okolicą neobarokową świątynię, która po 250 latach stała się bazyliką mniejszą. Jeden z najwybitniejszych kustoszy sanktuarium, ks. Paweł Skwara, zapisał w kronice z 1862 r., że „z wszystkich górek widać kościoła pszowskiego wieże wydawające się, jakby ziemię z jasnym niebem wiązały i prawdziwą drabinę patryarchy Jakuba przedstawiały”.

Mój dom rodzinny znajduje się 250 metrów od bazyliki i cudownego obrazu. Ileż to razy w półmroku tego kościoła i w świetle Jej pogodnej twarzy doświadczałem prawdy zapisanych u proroka słów Boga, które mi tu stale powtarzała: „W nawróceniu i spokoju jest twoje ocalenie, w ciszy i ufności leży twoja siła” (por. Iz 30,15), z koniecznym, jak to u Niej, poleceniem: „Zrób wszystko, cokolwiek ci powie” (por. J 2,5). Tak właśnie: nawrócenie, spokój, cisza, ufność. Czyli jest nadzieja… Jak pisał inny prorok, John Senior, odnowiciel amerykańskiej kultury katolickiej: „I dziś, jak niegdyś w ciemnościach egipskich, kiedy żydowskie rodziny malowały swoje domy krwią baranków, Ona kroczy od drzwi do drzwi naszych serc, znacząc je drogocenną Krwią swojego Syna”. Tak właśnie: Jej kult jest naszą kulturą.

Widziałem tu sporo. Prostych ludzi, klęczących z twarzą przy samej ziemi, poruszających bezgłośnie wargami. Złamanych cierpieniem, którzy w długich, śpiewnych marszach pchali przed sobą wózki z chorymi. Różańce w popękanych górniczych dłoniach, bywało, że okaleczonych. Prosili o zdrowe płuca, kości, potomstwo. Wiszą tu skromne wota na ścianach prezbiterium. Wiara nie była tu nigdy czymś wyrozumowanym, żadną transakcją ani tanim balsamem. Była nocną walką Jakuba, gorejącym krzewem, płaczem i ulgą. Pokorą prowincji, prostotą. Wiarą maluczkich, którym Ojciec objawił „te rzeczy”. Teraz jest tu boleśnie ciszej, ale modlitwa jest tu nadal cielesna, pulsująca krwią, przemijaniem, spełnieniem. Pamiętam wielkie morze pątników, głowa przy głowie, odpusty z wędrowaniem na kolanach wokół ołtarza. Zapach potu, kadzidła, wosku, rzemieni, jakiegoś żaru nie z tej ziemi. Szepty, mamrotanie, śpiewy. Wrześniowe światło. „Tysiąc razy pozdrawiamy Ciebie…” „O, Maryjo, żegnam Cię…” Dzwony.

Pisze prorok Sofoniasz, że ci, którzy „zawinili przeciwko Panu”, „chodzić będą jak niewidomi”, i że ta właśnie ślepa wędrówka przez życie jest istotą ludzkiej udręki (por. So 1,17). Zdaje się, że to dokładny opis współczesności. Ale też pochodzące z roku 1730 zeznanie Jakuba Krakowczyka, wójta z Kopytowa, jest o tym właśnie, o ślepocie i uzdrawiającej mocy Bożej Matki. Tak mówił: „Ludzie się do Pszowa schodzom, ale to Pan Bug wi, co tam jest” i że jego chorująca na oczy żona „obiecała y Strzybrne Oczy dać urobić, a na Obras Pshowski zawiesić”. I że teraz „zadnego bolu wiencei nie ma w oczach swoich”.

Mówi się: sanktuarium nadziei. A o Niej: Niebieska Pocieszycielka. Przyczyna Naszej Radości. Uśmiechnięta.

Zapraszam do Pszowa. 11 września odbędzie się u nas tzw. wielki odpust, suma jest o 11.00. A do 10 września 2023 r. trwa rok jubileuszowy. Ale coś trzeba wyjaśnić w kwestii Jej uśmiechu. Powiadają, że kto widzi ten uśmiech – dobrze. Zaś kto go nie widzi… Powtórzę, kolejność jest ważna: nawrócenie, spokój, cisza, ufność. I zrobić wszystko, cokolwiek ci powie Jej Syn. Wtedy Jej uśmiech stanie się widoczny i „zadnego bolu wiencei nie ma w oczach”.

Warto więc po to tu pielgrzymować. By sprawdzić, czy się uśmiecha. •

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

ks. prof. Jerzy Szymik