Wpatruję się w morski horyzont i uczę się chrześcijańskiej medytacji. Morze pokazuje mi, „gdzie” szukać Boga.
29.08.2022 08:44 GOSC.PL
Podstawowy błąd w myśleniu o Bogu polega na tym, że traktuje się Go jako kogoś jednego z wielości rzeczy i osób. Jako szczególny – największy – byt spośród innych bytów. Bóg jednak nie jest kimś jednym – nawet najlepszym – z wielu. Bóg jest stwórcą. Znaczy to, że Bóg nie jest żadnym elementem świata i nie jest niczym, co można w świecie doświadczyć. Możemy o Nim powiedzieć niemal tylko tyle, że jest Dawcą istnienia każdej rzeczy i osoby. I że przez każdą z nich niejako przeziera dla nas.
Czytam na plaży starą książkę niemieckiego jezuity Johanna B. Lotza „Wprowadzenie w medytację”. Lotz należał do tej szkoły myślenia, która naturalnego ludzkiego obcowania z Bogiem doszukiwała się w tle lub w horyzoncie naszej świadomości. Bóg jest zbyt blisko nas, by można Go było uchwycić, uprzedmiotowić, ztematyzować. Bliskość tę więc najlepiej odczuwamy, gdy nie zajmujemy się żadną ze stworzonych rzeczy i gdy pozwalamy, by ogarnął nas ostateczny i nieskończony horyzont. Horyzont, z którego wyłaniają się wszelkie stworzenia i do którego zmierza każde nasze poznanie i pragnienie.
„Morze jest jak Bóg” – pisał w 1982 roku w nadmorskim obozie dla internowanych nawrócony poeta Wiktor Woroszylski. Rzeczywiście, patrzenie w morze jest ćwiczeniem duchowym – jest skończoną wizualizacją faktu, że Boga nie możemy ogarnąć i że jest On nieskończonym tłem wszelkich przedmiotów świata. „Tak blisko a nie dojdę” – pisał poeta, który zamknięty w więzieniu, mógł tylko słyszeć szum morza. „Tak blisko a nie dojdę” – może powiedzieć człowiek, który wpatrzony w morską dal, odczuwa zarazem bliskość Boga, jak i jego niezgłębioną tajemnicę.
„Przeważnie świadomość jest całkowicie zaabsorbowana sferą przedmiotową i dlatego sfera pozaprzedmiotowa pozostaje niezauważona, zapomina się o niej, a w końcu nawet zaprzecza jej istnieniu. W rezultacie to, co jest tłem, nie ukazuje się dla nas w swojej pełnej treści” – pisał Lotz. Kontemplacja morskiego horyzontu może przypomnieć to, co zapomniane i przybliżyć to, co niezauważone. Kto pozwoli ogarnąć się wizualnemu bezkresowi morza lub słuchowej toni jego szumu, tym bardziej może otworzyć się na pozazmysłowy i nieskończony bezmiar Bożej dobroci.
Plaża może być największym rozpraszaczem – symbolicznym miejscem konsumpcji i prymitywizmu. Plaża może być jednak także początkiem małej mistyki – symbolicznym miejscem, w którym duchowo zatopieni w dal, odczuwamy bliskość Boga.
Czytaj też:
Jacek Wojtysiak