Dyplomacja jest najsłabszym ogniwem amerykańskiej potęgi. Tę zaskakującą tezę coraz śmielej powtarzają amerykańscy dyplomaci różnych szczebli. Przekonują, że Departament Stanu przegrywa z Pentagonem w projektowaniu polityki zagranicznej Białego Domu.
W większości krajów na świecie hasła: „amerykański Departament Stanu wydał oświadczenie”, „sekretarz stanu USA przybywa z wizytą” czy „amerykańska dyplomacja nie ma wątpliwości” wywołują podobne wrażenie – supermocarstwo przemówiło, Amerykanie demonstrują swoje zaangażowanie, sprawa jest generalnie poważna. Wizyta szefa amerykańskiej dyplomacji czy jego oświadczenia są traktowane niemal tak samo jak wizyta i oświadczenia samego prezydenta USA. I nic w tym dziwnego, bo Departament Stanu jest naturalnym przedłużeniem rąk aktualnego lokatora Białego Domu. A przynajmniej tak to wygląda na zewnątrz. Tymczasem zaglądając do środka, można dostrzec pewne rysy na tym obrazie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina