„Mała nic” – mówiła o sobie. Żyła mimo poderżniętego gardła. A karmelitanki zdumiewały się, widząc, jak stygmatyczka śpiewa… i unosi się nad lipami.
Czy popularność Małej Arabki nad Wisłą nie bierze się z lawiny niezwykłości, które były związane z tą pokorną dziewczyną? Było ich tak wiele, że można by nimi obsypać grupy modlitewne od Bugu po Atlantyk. A to jedynie „efekt uboczny” jej relacji z Najwyższym i jeśli się na nich zatrzymamy, przegapimy coś najcenniejszego.
Maria Baouardy (w Karmelu Maria od Jezusa Ukrzyżowanego) nie szukała cudowności, ba, często była nimi zawstydzona. Opisanie w kilkudziesięciu zdaniach jej niezwykłego życiorysu jest niewykonalne.
Ta historia zaczyna się jak u Hitchcocka, a potem napięcie tylko rośnie… Po śmierci rodziców dziewczynka trafiła do wuja w Aleksandrii. Gdy jako 12-latka odrzuciła zaaranżowane przez rodzinę zaręczyny, wybuchł skandal. Mariam uciekła, a gdy od znajomego, u którego szukała pomocy, usłyszała propozycję, by została muzułmanką i przyłączyła się do jego rodziny, odparła: „Nigdy! Jestem córką Kościoła katolickiego i mam nadzieję, że pozostanę nią na zawsze”. Mężczyzna wpadł w furię i kindżałem podciął dziewczynie gardło. Przekonany, że zmarła, porzucił ją w ciemnym zaułku. Blizna dziesięciocentymetrowej długości i szeroka na centymetr pozostała widoczna do końca życia. Lekarze twierdzili, że osoba z uszkodzonymi kręgami tchawicy nie miała prawa przeżyć.
Dziewczyna straciła przytomność i, jak wspominała, miała doświadczenie, że znalazła się w obliczu aniołów. Ujrzała rodziców, wielu świętych, a nawet Trójcę Świętą. Kiedy się ocknęła, spostrzegła, że znajduje się w jakiejś grocie, po której krząta się ubrana w lazurową suknię kobieta.
W maju 1863 roku Palestynka trafiła do Marsylii, a dwa lata później została przyjęta do postulatu Sióstr św. Józefa. Rada zgromadzenia okazała się bezradna wobec ogromu nadprzyrodzonych darów, którymi posługiwała, więc 21-letnia Mariam zamknęła się za murami Karmelu.
Gdy trafiła do Ziemi Świętej, usłyszała: „W kolebce ojca mojego, Dawida, postawisz mi dom”. W czasie modlitwy ujrzała na wzgórzu przeciwległym do wzgórza bazyliki Bożego Narodzenia stado gołębi. „To tam zbudujemy klasztor” – zawołała.
Uf, jak gorąco! Cienia szukamy w otoczonym kolczastym drutem klasztorze karmelitanek. Tu miał przebywać Dawid przed walką z Goliatem. Tu Mała Arabka swą relacją z niebem zawstydzała siostry.
– Pewnego dnia mniszki usłyszały dobiegające z ogrodu: „L’amour, l’amour” („O, miłości, o, miłości”). Wybiegły na zewnątrz i przetarły oczy ze zdumienia. Mariam unosiła się nad lipami. We Francji powtórzyło się to tylko osiem razy – słyszę od karmelitanki s. Marii Lucyny w Betlejem. – Co to oznacza? Że ta dziewczyna była tak porwana przez miłość, że wszelkie prawa natury pryskały jak mydlana bańka. Pozwalała się unieść miłości.
Mówiła o sobie: „Jestem małym nic”, a znajomemu księdzu radziła: „Proszę być małym, by nie wchodzić samotnie do nieba. Proszę być małym, a zdobędzie ksiądz dużą liczbę dusz”.
Karmel w Betlejem, muzeum siostry Miriam. Roman Koszowski / Foto GośćMarcin Jakimowicz