Bardzo pobożna nerwica

„Ojciec Pio odmawiał pięćdziesiąt Różańców dziennie, a wy nawet dziesiątki nie jesteście w stanie?”. 

„W co grasz?” – w czasie przerwy na rekolekcjach siostra Bogna Młynarz podeszła do mojego syna, który siedział zapatrzony w komórkę. Padła nazwa gry. „A o co w niej chodzi?” - zapytała zaciekawiona. „Aby przeżyć” – bez owijania w bawełnę wypalił Nikodem. „To ja się tu produkuję w czasie konferencji, a twój syn udzielił mi najważniejszej wskazówki na tych rekolekcjach!” – wybuchła śmiechem s. Bogna.

„Aby przetrwać!” – to często jedyna myśl, z jaką wielu z nas wchodzi do kościołów, modląc się o to, by homilia choć w części dotykała Ewangelii i nie była przypudrowanym zestawem psioczenia na ten świat i moralizatorskich smrodków dydaktycznych. Pozornie brzmią niewinnie i nie wyglądają na oskarżająca narrację: „Ojciec Pio odmawiał pięćdziesiąt Różańców dziennie, a wy nawet dziesiątki nie jesteście w stanie?” – usłyszałem niedawno. Czy takie pobożnie brzmiące hasła nie rodzą w wiernych raczej nerwicy lękowej? Wciąż są zbyt mało pobożni, nie dość skupieni, hojni, wytrwali. Czy takie przykłady naprawdę budują ich wiarę? Już widzę tłum, który rzuca się, by uwielbić Jezusa w Niepokalanej.

„Zamiast zaczynać opowieść od tego, co zrobił dla nas Pan Bóg, rozpoczynamy od wyliczanki, co powinniśmy zrobić dla Niego. A to ślepa uliczka” – pisałem niedawno. Umęczonych ludzi, którzy w życiu kierują się zasadą: „Aby przeżyć” podnieść może jedynie miłość, Dobra Nowina, że stworzeni na podobieństwo Najwyższego są „wystarczająco dobrzy”, by ich kochać.

Na wspomnianych wspólnotowych rekolekcjach o. Tomasz Nowak opowiadał historię o dwóch kobietach: „Jedna była bardzo zamożna, a druga dość uboga z synem z zespołem Downa. Pokochały się od pierwszego wejrzenia – po prostu rozmawiało im się, jakby były starymi przyjaciółkami. I ta zamożna kobieta zaprosiła tę drugą razem z synem do siebie do domu na herbatę. Panie się zagadały i na chwilę zapomniały o chłopcu, a on w tym czasie wziął do ręki jedną z dwóch niezwykle cennych chińskich waz i roztrzaskał ją o ziemię. Jego matka zaczęła się oskarżać, wpadła wręcz w histerię. Ta druga próbowała ją uspokoić, ale do kobiety nie docierały żadne argumenty. Gospodyni wzięła więc tę drugą wazę i rozbiła ją. Po to, by pokazać, jak niewielką wartość mają dla niej bogactwa materialne w porównaniu z przyjaźnią tej kobiety. Myślę, że my też potrzebujemy w naszym życiu doświadczenia, że jesteśmy dla Boga znacznie cenniejsi niż wszystkie rzeczy, które możemy Mu oddać albo od Niego otrzymać”.
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Jakimowicz