Po takich posiłkach, utrzymać zdrowe serce nie pomogła nawet Niedźwiedziówka i poeta nie przeżył trzeciego zawału.
Proste i smaczne potrawy Mazur królowały w kuchni leśniczówki Pranie, w której Gałczyńscy spędzili najszczęśliwsze okresy życia. Przygotowywane z doskonałych - dziś powiedzieć możemy ekologicznych - produktów. Pachnące zioła, wspaniałe wędliny, świeże mięsa i aromatyczne zupy. Jak pozostać obojętnym na wyborną zupę z kilku rodzajów ryb i raków, gotowaną na wolnym ogniu z leśnymi ziołami, doprawioną płonącymi polanami brzozowymi?
Do tego mnogość ryb, jak na Krainę Wielkich Jezior przystało. O urokach mazurskich jezior, przejrzystych wodach, w których mieszkają raki, Gałczyński tworzył poematy. "Odkryjemy nowe zatoki; nowe ryby znajdziemy w jeziorach, (…) na olszynie nieruchome ptaki, a w zatoce zębate szczupaki...", pisał w "Kronice olsztyńskiej" u początków swojej mazurskiej fascynacji. Poeta jednak ryb nie łowił. Ponoć raz jeden, pod koniec życia, wybrał się nad Zatokę Szczupacza, w celu wędkowania, ale jako, że ryba nie chciała brać, szybko porzucił tą zabawę, zanim miała ona szansę stać się jego hobby.
Leśniczówka Pranie Roman Koszowski /Foto GośćMożemy się natomiast spodziewać, że szczupaki często gościły na stole leśniczówki Pranie. Być może rybne przysmaki przyrządzane były przez ukochaną Natalię, choć bardziej pewne, że w starej kuchni królowała matka leśniczego, Stasia Popowskiego ("młodego, milkliwego mężczyzny", jak w Zielonym Konstantym napisała Kira Gałczyńska) - urocza, niemłoda już kobieta, z którą Konstanty serdecznie się zaprzyjaźnił. "Jedno spojrzenie w jej mądre dobre oczy i poeta zrozumiał, że także i tu znajdzie pomoc, serdeczność, troskę…" (Kira Gałczyńska, Zielony Konstanty). To właśnie ta niezwykła niewiasta była dobrym duchem leśniczówki i ona zapewne, troszcząc się jednakowo o ukochanego syna i Gałczyńskich, przygotowywała najsmaczniejsze mazurskie potrawy.
Czym miła gospodyni mogła raczyć Konstantego i jego rodzinę? Najpewniej potrawami ziemniaczanymi. Mazury słynęły z tego, że ziemniaki jadało się o każdej porze i do wszystkiego, a gospodynie potrafiły z nich zrobić kulinarne cuda. Możemy więc sądzić, że i Gałczyńscy mieli możliwość spróbowania, jak smakują farszynki – kotleciki ziemniaczane z ostrym mięsnym nadzieniem; babka ziemniaczana z mięsem (rodzaj zapiekanki) czy ziemniaczki w kwasie (tradycyjne danie postne na Mazurach, ziemniaki gotuje się w kwasie z kiszonej kapusty z dodatkiem wody, liścia laurowego, ziela angielskiego i pieprzu; ugotowane otoczone są twardą skorupą; danie podaje się okraszone smażoną cebulką). Z ziemniaczanych potraw w regionie królowały wszelkiego rodzaju kluski; z makiem, okraszone słoniną, polane masłem; knedle; a także kartacze – duże owalne pyzy ziemniaczane z nadzieniem z mielonego mięsa. Dla mieszkańców Mazur ziemniaki stanowiły podstawę diety do tego stopnia, że zjadano je nawet na deser i śniadanie (z jajecznicą i wędzoną słoniną).
Ziemniaki ziemniakami, ale Mazury nie tylko kartoflem stoją, ale przede wszystkim rybami, których smak i świeżość zachwyca wszystkich przybywających do Krainy Wielkich Jezior. Czy Gałczyński jadał zupę rybną, rybę suszoną, soloną czy wędzoną – tego nie wiemy. Z pewnością jednak rybne potrawy zajmowały ważne miejsce w menu pani Popowskiej. Pewnie jak każda szanująca się mazurska gospodyni, miała w kuchni patelnię, taką wyłącznie do smażenia ryb, którą nazywało się skoworodem. Do dziś w regionie dobrze przygotowana ryba, na przykład z jabłkami, albo breja (sałatka z wędzonej ryby), stanowi prawdziwy rarytas. Z mięs wymienić można schab po mazursku (z powidłami śliwkowymi, śmietaną i winem) czy kiełbasę gotowaną w piwie (z sosem z piwnego wywaru, chleba razowego, śmietany i soku z cytryny).
A na podwieczorek mazurskie słodkości. Do tych tradycyjnych należą cułty, czyli kręcone bułeczki drożdżowe z rodzynkami; marmolada z dzikiej róży; krem jabłeczny i oczywiście mazurski sękacz, z ciasta biszkoptowo - tłuszczowego, pieczony nad otwartym ogniem na obracającym się rożnie w kształcie drewnianego wałka lub wydłużonego stożka. Upieczone ciasto jest tłuste i kaloryczne, ale nawet po upływie pół roku zachowuje świeżość.
Aleksandra Pietryga