Turcja rozpoczęła naloty i akcję lądową wymierzoną w bazy kurdyjskich separatystów na północy Iraku. Działająca tam Partia Pracujących Kurdystanu dąży do utworzenia niepodległego państwa kurdyjskiego. Przeciwko atakom tureckim protestują Stany Zjednoczone i Unia Europejska.
Jacek Dziedzina: Dlaczego Turcja tak nerwowo reaguje na próby utworzenia niepodległego państwa kurdyjskiego przy jej granicy?
Stanisław Guliński: – Turcja obawia się, że to będzie oddziaływać na tureckich Kurdów, których jest co najmniej kilkanaście milionów, i że oni w przyszłości też zażądają autonomii, a być może nawet będą chcieli oderwać się od Turcji. Turcja walczy z partyzantami, którzy działają głównie wśród Kurdów tureckich. Oni tylko mają bazę w płn. Iraku.
Ale Turcja narusza terytorium Iraku, wykorzystując jego słabość. I to robi kraj aspirujący do Unii Europejskiej.
– No tak, Irak jest właściwie w stanie rozkładu. A Kurdyjska Partia Pracy, marksistowska partyzantka z terenu Turcji, używa płn. Iraku jako wygodnej bazy, gdzie nikt nie kontroluje ich poczynań.
Partia Pracujących Kurdystanu to terroryści czy świadomi swojej tożsamości bojownicy o wolność?
– Dla Kurdów to nieszczęście, że akurat ta partia walczy o ich niepodległość. To organizacja nasączona marksistowską ideologią walki z klasami posiadającymi. Ta partia strzela nawet do swoich, jeśli są rozłamowcami. Jest zakazana od Niemiec po USA, uznawana za organizację terrorystyczną. Lepiej byłoby dla Kurdów, gdyby bardziej demokratyczne ugrupowanie walczyło o ich prawa.
Rozpadu Iraku na trzy części chce Masud Barzani, prezydent irackiego Kurdystanu, a wspiera go w tym Dżalal Talabani, prezydent Iraku. Ten z kolei popierany jest przez USA. To chyba grozi poważnym konfliktem z Turcją?
– Kurdowie iraccy są protegowanymi Stanów Zjednoczonych. Od początku ataku na Irak w 2003 r. Kurdowie są najbardziej wiernym i wiarygodnym sojusznikiem. Myślę jednak, że żaden Kurd nie powie teraz otwarcie, że chce niepodległości. Amerykanie do czegoś takiego nie przyłożyliby ręki. To jest być może ponad 20 mln ludzi w czterech krajach. Wybuch powstania kurdyjskiego spowodowałby rozsadzenie Bliskiego Wschodu, przy którym konflikt izraelsko-palestyński byłby pestką. Tego nie chcą nawet politycy kurdyjscy. Talabani i Barzani głośno nie powiedzą, że chcą niepodległości.
Ale czy sprawy nie zaszły już za daleko? USA wzywają Turcję do zaprzestania nalotów, na co Ankara odpowiada, że jest przez to bliższa Teheranowi. Konflikt wewnątrz NATO?
– Amerykanie mają bardzo duże interesy zarówno w Turcji, jak i w Iraku. Na pewno nie stać Amerykanów na konflikt z Turcją, zwłaszcza w obliczu możliwości konfliktu z Iranem. Z drugiej strony nie chcą stracić poparcia u Kurdów irackich. Ale podejrzewam, że Amerykanie wybiorą jednak Turcję. To jest kultura państwowa, która trwa setki lat, ma potężną armię. A Kurdowie, przy całej swojej wartości dla USA, to tylko jedna z grup narodowościowych w Iraku. Amerykanie zatem, być może, pozwolą Turkom na odwet na Kurdach, na ataki na obozy partyzantów. Jestem pewien, że tych ostatnich nalotów dokonano za przyzwoleniem Amerykanów.
Kurdowie i tak będą dążyć do niepodległości, tym bardziej że Irak jest sztucznym tworem. Czy Kurdowie byliby zdolni utworzyć samodzielne państwo? I czy Zachód nie powinien jednak im w tym pomóc, zamiast dusić naturalne ciśnienie?
– Jeśli Kurdowie otrzymają taki zalążek niepodległości na północy Iraku, grozi to potężnym chaosem na Bliskim Wschodzie. Kurdowie są jeszcze bardzo rozbici plemiennie. Oni dopiero uświadamiają sobie swoją jedność. Może za kilkanaście lat będą dojrzali do swojej niepodległości. Lepiej dla nich samych byłoby jednak poczekać. Bo jeśli przedwcześnie wyjdą z żądaniami, to od Rosji po USA przez cały świat arabski wszyscy zgodnie im tej niepodległości odmówią. Kurdowie nigdy nie mieli niepodległego państwa w nowoczesnym tego słowa znaczeniu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
rozmowa z Stanisławem Gulińskim, aristoą i turkologiem