Wybór nowego prezydenta Turcji oznaczać może koniec pewnej epoki, zapoczątkowanej w latach 20. ubiegłego stulecia przez Attatürka, czyli Mustafę Kemala.
Niszcząc starą Turcję, Attatürk stworzył pierwsze w kręgu cywilizacji islamskiej demokratyczne państwo świeckie. Na straży jego świeckiego charakteru stoi bardzo wpływowa w Turcji armia. W przeszłości nieraz interweniowała, obalając polityków, którzy chcieli powiększyć wpływ islamu w życiu państwa. Paradoksalnie jednak zwycięstwo islamistów może oznaczać również poszerzenie obszaru wolności dla chrześcijan.
Także ich życie krępowane jest przepisami pozbawiającymi wspólnoty wyznaniowe nie tylko podmiotowości prawnej, ale i ograniczające ich możliwości społecznego funkcjonowania. Turecka generalicja z niezadowoleniem przygląda się sukcesom islamistów, ale zdaje sobie sprawę, że gdyby dzisiaj wyprowadziła wojsko z koszar, musiałaby pożegnać się z jakimikolwiek nadziejami na wejście Turcji do Unii Europejskiej. Tymczasem długi i delikatny proces negocjacji obecnie wszedł w decydującą fazę. Unia chce od władz w Ankarze, aby w kraju było więcej demokracji, a więc mniej interwencji władzy państwowej, także wojska w życie publiczne.
To jednak z kolei musi oznaczać wzrost wpływów islamskich, które mają autentyczne wsparcie ludności, zwłaszcza w rozległym azjatyckim interiorze. Przed nowym prezydentem, którego zakres władzy jest istotny, stoi więc historyczne wyzwanie, jak pogodzić sprzeczne oczekiwania, zwolenników świeckości państwa i coraz aktywniejszych kręgów islamskich, a jednocześnie nie dać powodów do niezadowolenia Brukseli. Wynik tego eksperymentu będzie miał znaczenie nie tylko dla Turcji i Europy, ale NATO, którego Turcja jest bardzo ważnym członkiem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
W świecie - komentarz Andrzeja Grajewskiego