Polska nie ma na Zachodzie dobrej prasy. Kilka dni przed rozpoczęciem szczytu w Brukseli, na internetowym serwisie BBC News przeczytałem, że Polska jest jednym z tych krajów, które zapewne nie zgodzą się na zaproponowane przez Niemców propozycje. O innych państwach nie wspomniano.
Gdyby szczyt okazał się klapą, pewnie Polskę wymieniono by na pierwszym miejscu listy winowajców. Całe szczęście, tak się nie stało.
Zarządzający teraz Unią Niemcy zaproponowali zasadę „3×20”. Do 2020 roku o 20 proc. miała wzrosnąć efektywność energetyczna i do 20 proc. ilość produkowanej z zielonych źródeł energii. Z kolei o 20 proc. miała spaść ilość emitowanego do atmosfery dwutlenku węgla. Takich rozwiązań Polska, ale także Francja czy większość krajów naszego regionu, zaakceptować nie mogła. Dlaczego?
Energia odnawialna ma wiele zalet, ale jedną wielką wadę. Jest droga. Gdy jest wietrznie (kraje skandynawskie) albo słonecznie (Hiszpania, Włochy, Grecja), rachunek kosztów i zysków przy jej produkcji może wyjść na plus. Niestety, pod tym względem jesteśmy przez geografię pokrzywdzeni. Dlatego właśnie osiągnięcie aż 20 proc. energii ze źródeł odnawialnych w ciągu zaledwie 13 lat byłoby dla nas niezwykle trudne (bo drogie) do osiągnięcia.
Dzisiaj jesteśmy „zieloni” w około 4 procentach. Przywódcy Unii uzgodnili, że wzrost udziału źródeł odnawialnych w produkcji energii będzie dotyczył całej Unii, a nie każdego kraju z osobna. To spora różnica, bo oznacza, że kraje przez wiatr i słońce, a przede wszystkim przez zasobność budżetu uprzywilejowane będą poproszone o większe zaangażowanie.
Brukselski szczyt był dla nas sukcesem jeszcze z innego powodu. UE stwierdziła, że energetyka atomowa jest tak samo dobrym sposobem na ograniczanie zanieczyszczania atmosfery jak źródła odnawialne.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
W świecie - komentarz Tomasz Rożek