Pinochet budzi emocje nie tylko w Chile. Również w Polsce jedni nazywają go faszystą i porównują z Hitlerem, a drudzy widzą w nim nieustraszonego obrońcę chrześcijaństwa. Skąd biorą się tak wielkie skrajności ocen?
W komentarzach nieprzychylnych czytamy, że Pinochet obalił „demokratyczny rząd prezydenta Allende”. Rząd wybrany w demokratycznych wyborach nie zawsze jest rządem demokratycznym. Allende zamieniał Chile w państwo komunistyczne. Wprowadzając radykalne marksistowskie reformy, nie przejmował się porządkiem konstytucyjnym. W tej odgórnej „rewolucji” pomagał mu osobiście Fidel Castro. Chile stawało się drugą Kubą.
Kraje satelickie ZSRR boleśnie odczuły klęskę Allende jako koniec marzeń o „drugiej Kubie”. Pewnie dlatego propaganda PRL zrobiła z Pinocheta potwora. W latach siedemdziesiątych w Polsce kojarzono go z wszystkim, co najgorsze. Ten stereotyp jest dość trwały. Polscy wrogowie Pinocheta nie mogą uwierzyć, że ktoś może po nim płakać. Może dlatego, że nie przymierali głodem w Chile Salvadora Allende i nie odczuwali gwałtownego wzrostu poziomu życia za rządów „krwawego dyktatora”. Bo uczynienie z Chile „tygrysa Ameryki Łacińskiej” to niewątpliwa zasługa Pinocheta. Wrogowie zapominają też, że był on jednym z nielicznych dyktatorów, który sam oddał władzę.
Chyba jako reakcja na te skrajne oceny narodził się w polskich kręgach konserwatywnych swoisty kult Pinocheta. Zwolennicy byłego dyktatora z zadziwiającą łatwością akceptują to, że za jego rządów straciło życie tysiące ludzi! Stadiony piłkarskie zamieniono na obozy koncentracyjne, mordowano ludzi bez sądu.
Ci, którzy bezkrytycznie podziwiają dyktatora, zdają się mówić, że cel uświęca środki. Odebrał władzę komunistom, więc jest bohaterem. Reszta się nie liczy.
Otóż liczy się. Cel nie uświęca środków. Ofiary reżimu to nie tylko ci, co polegli w walce, ale również tacy, których zamordowano z zimną krwią. Tego nie da się wytłumaczyć żadnym, nawet najszczytniejszym celem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
W świecie - komentarz Leszek Śliwa