Stirlitz wolnym krokiem zbliżył się do lokalu kontaktowego. Zapukał umówione 127 razy. Nikt nie otworzył. Po namyśle wyszedł na ulicę i spojrzał w okno. Tak, nie mylił się. Na parapecie stały 63 żelazka – znak wpadki.
Stirlitz, Müller i Kaltenbruner grali w karty. Stirlitzowi karta nie szła, ale umiał robić dobrą minę do złej gry. Gdy tylko wyszedł do ubikacji, mina zadziałała...
Stirlitz poszedł do lasu, ale ani borowików, ani podgrzybków, ani nawet kurek nie było. – Pewnie nie sezon – pomyślał Stirlitz, siadając w zaspie.
Stirlitz wchodzi do gabinetu Müllera – Nie chciałby pan pracować dla radzieckiego wywiadu? – pyta. – Nieźle płacą. Zszokowany Müller patrzy podejrzliwie. Stirlitz zmieszany idzie do drzwi. Przystaje:
– Nie ma pan przypadkiem aspiryny? – pyta. Wie, że ludzie zapamiętują tylko koniec rozmowy.
Stirlitz jest już w Rosji, pije piwo pod kioskiem i krzywi się do sąsiada: – Rozwodnione.
A sąsiad na to: – Trzeba było gorzej szpiegować, pilibyśmy Heineckena.
Gestapo obstawiło wszystkie wyjścia, ale Stirlitz ich przechytrzył. Uciekł przez wejście.
Stirlitz spacerując po berlińskich ulicach, ujrzał grupę smagłolicych mężczyzn z bujnymi ciemnymi brodami i w turbanach na głowach. – Turyści – pomyślał Stirlitz.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.