Warszawa. Ciężko ogląda się film dokumentalny Marii Dłużewskiej i Joanny Cichockiej pt. "Mgła". Pełni emocji współpracownicy prezydenta Lecha Kaczyńskiego opowiadają w nim o katastrofie smoleńskiej; o tym, co ją poprzedziło i co nastąpiło po niej.
Przygnębiające wrażenie pozostawia po sobie nie tylko opis miejsca tragedii, ale także dziwnej gry, która toczyła się długo przed tym, jak tupolew wystartował z warszawskiego Okęcia. Z relacji pracowników prezydenckiej kancelarii wynika bowiem, że pod koniec stycznia ub.r. z ich urzędu wyszło do rosyjskiej ambasady w Warszawie oficjalne pismo. Wynikało z niego, że prezydent Lech Kaczyński wybiera się w kwietniu do Katynia.
Tymczasem ambasador Grynin powiedział potem dziennikarzom, że ambasada oficjalnie nic o tym nie wie. Rząd polski przyjął rozwiązanie, wedle którego premier Tusk poleciał do Katynia 7 kwietnia, a prezydent Kaczyński trzy dni później. Tragiczny finał tego lotu przyćmił wszystko, co stało się wcześniej.
Niemniej, bulwersuje już samo to, że rząd zgodził się na rozdzielenie wizyt, czyli przeniósł wewnętrzne spory na arenę międzynarodową. Zwłaszcza że stało się to w ramach jakiejś gry prowadzonej z dyplomacją rosyjską.
To prawda, że film Dłużewskiej i Lichockiej jest jednostronny. Pokazuje wyłącznie byłych współpracowników Lecha Kaczyńskiego, nie zderza ich wspomnień z wypowiedziami przedstawicieli strony rządowej. Nie zmienia to jednak faktu, że ascetyczny w formie obraz pozostawia po sobie silne wrażenie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Fakty i opinie - jd