Prezydent Bronisław Komorowski skierował do Trybunału Konstytucyjnego rządową ustawę przewidującą zwolnienia administracji publicznej. Zakłada ona zwolnienie w latach 2011–2013 10 proc. urzędników, co miało dać 1 mld zł oszczędności.
Prezydent wyjaśnia, że nie jest przeciwny cięciom w administracji, ale według jego prawników, ustawa jest sprzeczna z konstytucją, nie ma w niej bowiem kryteriów zwolnień, do tego obejmuje ona redukcję urzędników służby cywilnej.
W dobie kryzysu finansów państwa szukanie oszczędności przez redukcję zatrudnienia urzędników jest rozwiązaniem często stosowanym. W polskich warunkach, gdy liczba urzędników wynosi ok. 500 tys., z czego 10 proc. zostało zatrudnionych w okresie rządów Donalda Tuska, który obiecywał „tanie państwo”, jest to propozycja jak najbardziej pożądana. Rodzi się jednak pytanie, dlaczego ustawa ją wprowadzająca została aż tak źle przygotowana, że musiał ją zablokować prezydent, który wywodzi się z PO i który nie jest przeciwnikiem cięć w administracji.
Wytłumaczenia są co najmniej dwa. Jedno, że prezydent blokując rządową ustawę, po raz pierwszy w swej kadencji chciał pokazać swą niezależność od PO i rządu. Drugie, że cała sprawa to tylko propagandowa „ustawka” rządzącego obozu. Niestety, większość argumentów przemawia za drugim wytłumaczeniem. Błędy w ustawie są tak poważne, że prezydent nie miał specjalnego pola manewru. Z kolei rząd może ogłosić, że przecież chciał oszczędności kosztem urzędników, a że zrobił to nieskutecznie, to „drugorzędny” szczegół.
Na pozorność działań rządu wskazuje m.in. fakt, że na wieść o możliwych redukcjach zatrudnienie urzędników w ostatnim półroczu wzrosło o 10 proc., więc nawet gdyby ustawa weszła w życie, liczba urzędników zostałaby na takim samym poziomie, bubel prawny rządu sprawi, że będzie ich nawet o 10 proc. więcej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Fakty i opinie - Bogumil Łoziński (komentarz)