Wakacyjne widokówki (1): podróż

Po kilku latach przerwy wybrałem się z rodziną nad polskie morze. A co widziałem i słyszałem, zawrę w kilku wakacyjnych „widokówkach”. Pierwsza mówi o tym, jak nad morze się jedzie.

Z jednego na drugi kraniec Polski najlepiej pojechać koleją. Niestety, pociągi są przeładowane, a oferowane w nich usługi – nieliczne. Co gorsza, pociągi się spóźniają, a wybór połączeń wiązanych kończy się utknięciem na dłużej gdzieś w środku kraju. Do tego dochodzi fakt, że nikt nie czuje się winny wobec poszkodowanego podróżnika. Aby zrealizować reklamację, musi on naczekać się w długiej kolejce i – wraz ze słowami „sam Pan sobie taki bilet kupił” – zostać odesłany do kolejki następnej.

Dlaczego w okresie wakacyjnym tabor kolejowy nie jest zwiększony? Dlaczego nie oferuje się w nim więcej usług gastronomicznych i noclegowych? Dlaczego spóźniony pociąg jest normą? Dlaczego rozkład jazdy, skoro mija się z rzeczywistością, nie jest opatrzony adnotacją „zbiór pobożnych życzeń” lub „szacunki z przybliżeniem około kilkudziesięciu minut”? Dlaczego system internetowy oferuje bilety na wiązane połączenia, które nie mogą być zrealizowane? Dlaczego do kasy biletowej lub do informacji (czy to realnej czy zdalnej) trzeba czekać w długiej kolejce?

Czytaj też: Co z tradycyjnym przekazem wiary?

Próbując odpowiedzieć na te i podobne pytania, sugeruję następującą hipotezę. O jakości usług decydują trzy czynniki: infrastruktura techniczna, honor usługodawcy oraz konkurencja. W przypadku deficytu pierwszych dwóch czynników, wiele zależy od czynnika trzeciego. Tam, gdzie panuje realna konkurencja, tam każdy usługodawca walczy o usługobiorcę. Tam zaś, gdzie (jak na polskiej kolei) realnej konkurencji nie ma, tam usługodawca o nikogo nie walczy. Usługobiorcy przecież i tak będą, a w okresie wakacyjnym stają się nadmiernym balastem. Nie trzeba się o nich starać, gdyż nikt (a szkoda!) ich nie zabierze. W warunkach konkurencji przewoźnicy (licząc na większy zysk) ścigają się w tym, by szybkością i wygodą przejazdu przyciągnąć klientów. W przypadku braku konkurencji przewoźnik w ogóle do zawodów nie staje. A zamiast tego puszcza uprzednio przygotowane nagranie: „Za opóźnienie (z powodu utrudnienia ruchu pociągów) przepraszamy, jednocześnie informując, że może ono ulec zmianie”.

Jak działa konkurencja, możemy się przekonać, dojeżdżając do miejscowości wypoczynkowej. Właściciele pensjonatów, pokoi do wynajęcia, restauracji, sklepów itp. starają się w miarę swoich możliwości zaspokoić potrzeby klientów. Wiedzą przecież, że gdy turyści wyjada od nich niezadowoleni, nie przyjadą do nich w kolejnych latach. Co gorsza, wpisami w mediach społecznościowych zniechęcą do przyjazdu innych.

Skutkiem konkurencji w branży turystycznej jest wzrost inwestycji. W miejscowościach nadmorskich uderzają w oczy budowane obiekty hotelarskie lub para-hotelarskie. Inwestorzy wykorzystują niemal każdy wolny skrawek ziemi w pobliżu plaży. Czy postępują roztropnie? Nie wiem. Już teraz plaża pęka w szwach, a gdy dojdą nowi goście, trzeba będzie umieścić ich na opalanie gdzieś w morzu. Jeśli to się to nie uda, część właścicieli wynajmowanych lokali po prostu zbankrutuje.

Cóż, bankructwo jest naturalnym regulatorem wolnego rynku – jest „karą” przede wszystkim za nietrafione decyzje w warunkach konkurencji. Niestety, bankructwo nie dotyczy tworów, które w obecnym stanie techniki działają poza konkurencją i które za swe decyzje odpowiadać nie muszą. Wszystko się jednak zmieni, gdy nad morze będziemy się udawać za pomocą teleportacji. Cząstki naszych ciał, rozłożone w miejscu zamieszkania, będą się po kilu sekundach składać się na pierwszym wolnym skrawku plaży. Kto wie jednak, czy wobec masowego napływu chętnych, miejsca tego nie trzeba będzie wykupywać za ogromne pieniądze ze sporym wyprzedzeniem?

Jakkolwiek się stanie, zawsze będzie coś nie tak. Taki już jest nasz doczesny los – los potomków tych, którzy zdecydowali się na wyjazd z Raju.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Wojtysiak