Podniesiony niedawno do godności kardynalskiej koptyjski (unicki) patriarcha Aleksandrii abp Antonios Naguib stanowczo wyjaśnił, że stawiany przez Al-Kaidę zarzut, jakoby w koptyjskich klasztorach w Egipcie przetrzymywano muzułmańskie konwertytki jest nieprawdziwy.
Zaprzeczają też temu egipscy chrześcijanie, a z ich zdaniem zgadzają się muzułmańskie autorytety religijne Egiptu. Jednak terroryści wiedzą swoje. Z tego m.in. powodu 31 października zabili podczas Mszy w Bagdadzie kilkudziesięciu chrześcijan, w tym dwóch księży.
Z pierwszych relacji o wydarzeniu można było odnieść wrażenie, że chrześcijanie byli przypadkowymi ofiarami bliżej nieokreślonej akcji terrorystów. Wkrótce jednak stało się jasne, że napastnicy weszli do kościoła, żeby zabijać. A Al-Kaida ogłosiła, że chrześcijanie stali się „pełnoprawnym celem” bojowników tej organizacji, ponieważ żądania nie zostały spełnione. Zamach potępiły muzułmańskie autorytety, władze obiecały pomoc w odbudowie kościoła, ale jednocześnie przyznają, że wobec możliwości kolejnych ataków są bezradne.
Wyznawcy Chrystusa, mimo że są traktowani jak obcy na swojej ziemi – wszak przed przybyciem nad Tygrys i Eufrat islamskich najeźdźców na terenach tych kwitło chrześcijaństwo – od setek lat trwają przy chrześcijańskich korzeniach.
I co jakiś czas, po okresach spokoju – jak za Saddama Husajna – stają się celem ataków muzułmańskich ekstremistów, którzy wbrew prawdzie widzą w nich sojuszników Zachodu. W obawie o własne życie muszą uciekać w bezpieczniejsze regiony świata. Zachodzi obawa, że niebawem „problem chrześcijański” w Iraku znajdzie „ostateczne rozwiązanie”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Macura, redaktor naczelny wiara.pl