Problem polega na tym, że wszelkie zmiany w traktacie wymagają powtórzenia procesu ratyfikacji. Czy to oznacza, że jedno lub dwa dodane zdania muszą przejść długą drogę głosowań w parlamentach krajowych i – jak w Irlandii – referendum?
Traktat lizboński mówi o dwóch procedurach zmian: o zwykłej i uproszczonej. Nie wchodząc w szczegóły, i jedna, i druga wymaga w końcowym etapie ratyfikacji przez wszystkie państwa członkowskie. I pewnie tego obawia się Angela Merkel, skoro na szczycie powtarzano nieustannie, że będzie to tylko „nieznaczna” zmiana, co ma zapewne przygotować grunt dla ominięcia procesu ratyfikacyjnego.
To jednak zwykłe mydlenie oczu: nawet jeśli to tylko jedno zdanie, nakłada na Unię całkowicie nowe zobowiązanie finansowe na ewentualność bankructwa jednego z krajów euro. Trochę dziwna była nadgorliwość premiera Tuska, który od początku bez zastrzeżeń poparł pomysł duetu Merkel–Sarkozy.
Polski rząd liczy na to, że Unia zgodzi się w zamian na uwzględnienie kosztów reformy emerytalnej w liczeniu deficytu i długu publicznego (sprawa dotyczy Polski i kilku państw unijnych).
Na razie mamy tylko wstępną zgodę na rozpatrzenie tej kwestii. Trochę mało, biorąc pod uwagę, że Polsce chodzi tylko o zwyczajnie sprawiedliwe traktowanie wszystkich członków, a Niemcom o wprowadzenie całkiem nowego i niekoniecznie gwarantującego powodzenie mechanizmu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Fakty i opinie