Prawo. Sklepy z dopalaczami zniknęły raz na zawsze – ogłosił premier Donald Tusk. W poprzedni weekend inspektorzy sanepidu wraz z policją skontrolowali ponad 1600 punktów sprzedających dopalacze.
Zamknięto ponad 900 sklepów. Jak powiedział GN rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego Tomasz Misztal, decyzja została podjęta na podstawie Ustawy o Państwowej Inspekcji Sanitarnej z 1985 roku. Ustawa ta pozwala na zamknięcie obiektu, jeśli jego działalność powoduje „bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia ludzi”.
Choć idea likwidacji handlu dopalaczami wydaje się ze wszech miar słuszna, warto postawić kilka pytań. Jeszcze dwa tygodnie temu słyszeliśmy z ust przedstawicieli policji, że nic nie można zrobić, bo, jak powiedział nam podkomisarz Jacek Pytel z Komendy Miejskiej Policji w Katowicach, „dopalacze, póki co, są legalne”. Zmowa milczenia wokół tych „legalnych” narkotyków panowała wśród rządzących przez kilka lat. I nagle, z dnia na dzień, w mediach zaczęły się pojawiać informacje o kolejnych osobach, które poniosły śmierć lub wylądowały w szpitalu po zażyciu dopalaczy. Tak jakby do tej pory takie przypadki nie miały miejsca.
W Irlandii poradzono sobie z problemem inaczej. Od maja obowiązuje tam ustawa zakazująca handlu dopalaczami. Grozi za to siedem lat więzienia, a za handel hurtowy nawet dożywocie. A w Polsce? Po raz kolejny zamiast wprowadzić solidne prawo, organizuje się spektakularne akcje.
Tak naprawdę dopiero nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii może zmienić istniejący stan rzeczy. Jej projekt ma trafić 12 października na posiedzenie rządu. Warto śledzić jego losy, bo właśnie one pokażą, czy mamy do czynienia z prawdziwą wojną wypowiedzianą dopalaczom, czy tylko z propagandą.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Fakty i opinie - Szymon Babuchowski