Bruksela, Paryż, Berlin. To trzy stolice, do których z pierwszą oficjalną wizytą udał się prezydent Bronisław Komorowski.
Przyjęło się w dyplomacji, że wybór pierwszej podróży zagranicznej jest formą deklaracji programowej głowy państwa lub szefa rządu. Tak było i tym razem. Sam prezydent na pytanie, dlaczego Bruksela, odpowiedział: „Polska jest rzecznikiem wzmocnienia współpracy w UE”.
W stolicy zjednoczonej Europy Bronisław Komorowski spotkał się m.in. z szefem Komisji Europejskiej José Manuelem Barroso. Następnie przemawiał w kwaterze głównej NATO. Jako zwierzchnik polskich sił zbrojnych podniósł m.in. kwestię zaangażowania w Afganistanie. Powiedział jasno, że udział Polski w tej wojnie i koszty z nią związane uniemożliwiają nam przeprowadzenie modernizacji armii.
W Brukseli rozstrzygają się najważniejsze decyzje i tworzy się prawodawstwo unijne. Ale nic nie dzieje się bez woli największych graczy na europejskiej scenie, czyli Berlina i Paryża. Dobrze więc stało się, że prezydent tam pojechał.
Choć kolejność spotkań, jak sądzę, powinna być trochę inna: najpierw prezydent Francji lub kanclerz Niemiec, a dopiero potem szef Komisji Europejskiej. Byłaby to symboliczna deklaracja niezależności jako głowy państwa. A tak symbolicznie podkreślona została nadmierna rola brukselskich urzędników.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Fakty i opinie - Jacek Dziedzina