Pierwsze poważniejsze kłopoty pojawiły się zimą, gdy lód zrywał sieci energetyczne. Od kwietnia na Polskę spada klęska za klęską.
Najpierw katastrofa prezydenckiego samolotu. Potem wybuch wulkanu, który wielu osobistościom uniemożliwił przybycie na pogrzeb polskiego przywódcy. Następnie dwie fale wielkiej powodzi, po czym bardziej lokalna, która zniszczyła kilka miasteczek i wsi. A to wszystko przeplatane potężnymi burzami, podczas których wylewają lokalne cieki, zalewane są piwnice, łamane drzewa i zrywane dachy.
Polacy sobie pomagają. Pracując na miejscu klęski i wspomagając organizacje niosące pomoc poszkodowanym. Polacy dyskutują. O tym, co można, a czego nie można było przewidzieć, o wieloletnich zaniedbaniach, o złej organizacji, o tym kto winny, a kto może spać z czystym sumieniem. Polacy się kłócą. Ostatnio najgoręcej o pomniki. Polacy zadają pytania. Także o to, dlaczego Bóg dopuścił do takich rzeczy. Ale Polacy mało się modlą. Przynajmniej nie więcej, niż przed owymi katastrofami.
Gdy Rosję trapi – na szczęście już coraz mniejsza – plaga pożarów, światowe agencje obiegają nie tylko informacje o strażakach, ale i o tych, którzy inaczej nie umiejąc pomóc, modlili się o zatrzymanie klęski. Do modlitwy o deszcz wezwał prawosławny patriarcha Moskwy – Cyryl.
My, Polacy, często tak dumni ze swej wiary, wolimy teoretyczne rozważania. A może nadszedł już czas, by zacząć intensywnie prosić Boga o pomoc? Może trzeba – niezależnie od tego, czy owe klęski są Bożą karą, czy nie – pomyśleć o nawróceniu? Na pewno trzeba! Bo mamy z czego się nawracać i o co się modlić!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Macura - redaktor naczelny portalu wiara.pl