W teorii ma ograniczyć patologię. W praktyce może okazać się metodą walki z tymi rodzicami, którzy ośmielą się nie zgadzać ze swoimi dziećmi.
Niestety, w Sejmie przegłosowano ustawę o przemocy w rodzinie (jej treść prezentuje Przemysław Kucharczak na s. 39). Ustawa jest kolejnym wbijaniem klina między wychowujących a wychowanków. W tym wypadku dzieci i rodziców. Przekonanie, że urzędnik wie najlepiej, jak wychowywać, to efekt naiwnej wiary, że wychowują metody. Tymczasem zawsze wychowuje człowiek.
To, kim jest, jaki jest, czy sam stosuje się do własnych rad. Wychowawca nigdy nie będzie nieomylnym automatem. Zawsze zdarzać mu się będą jakieś potknięcia. Ważne, jak się w takich sytuacjach zachowuje. I – rzecz niezmiernej wagi – czy potrafi słuchać. Bez tego nie można pomagać młodym w samochwychowaniu, a tylko moralizować.
Posłowie uznali jednak, że kierujący się abstrakcyjnymi zasadami i odległy od codziennych problemów dziecka urzędnik lepiej mu pomoże niż bliski jemu człowiek. Cóż... Pozostaje wobec naszych posłów zastosować jedną z podstawowych zasad wychowania: rozliczyć za przynoszące szkodę decyzje. Dość rozmywania odpowiedzialności za tworzenie szkodliwego prawa.
Jeśli niebawem jakiś urzędnik nadużyje władzy danej mu przez ustawę, trzeba będzie wyraźnie powiedzieć: winien jest nie tylko urzędnik, ale i posłowie X, Y, czy Z, którzy za złą ustawą głosowali. Bo stwarzając warunki do szykanowania rodziny, ponoszą odpowiedzialność za przypadki złego jej stosowania.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Macura - redaktor naczelny portalu wiara.pl