Sprawdziły się pogłoski, że premier Tusk nie zamierza starować w tegorocznych wyborach prezydenckich. Ogłosił to, zapowiadając jednocześnie, że chce się skoncentrować na rządzeniu państwem i reformowaniu go. Motywów tej decyzji mogło być kilka.
Z pewnością afera hazardowa i kłopotliwy dla polityków PO wynik przesłuchań przed komisją sejmową miał na nią wpływ. Sądzę jednak, że nie był to motyw zasadniczy. Wszystkie ostatnie sondaże dawały mu znaczącą przewagę nad potencjalnymi rywalami. Tusk z tą decyzją nosił się od dawna. Ma rację mówiąc, że centrum władzy politycznej znajduje się w Kancelarii Premiera. Odchodząc z niej, po ewentualnym zwycięstwie wyborczym, znalazłby się na marginesie bieżącej polityki i straciłby wpływ na PO.
Sądzę, że jest to decyzja ostateczna – gdyby było inaczej, oznaczałoby to, że premier nas okłamał. W tej sytuacji wiele wskazuje na to, że kandydatem Platformy w tych wyborach będzie Bronisław Komorowski. Chyba że nastąpi reaktywacja Włodzimierza Cimoszewicza, co byłoby fatalne. Cimoszewicz jest przedstawicielem formacji postkomunistycznej, okazał się też nieudolnym premierem i kiepskim ministrem spraw zagranicznych. Wycofując się z ostatnich wyborów prezydenckich, pokazał, że brak mu zdecydowania w walce politycznej. Decyzja Tuska wcale nie ułatwia zadania Lechowi Kaczyńskiemu.
Negatywny elektorat, który posiada obecny prezydent, przez rezygnację Tuska się nie zmniejszy. Natomiast przegranie wyborów z kimkolwiek innym oznaczać będzie koniec politycznej kariery Kaczyńskiego. Trudno nie zauważyć, że decyzji Tuska towarzyszyła prowadzona przez niego w fatalnym stylu kampania dyskredytacji urzędu Prezydenta RP. Tusk nie powinien tego robić, gdyż jest to sprzeczne z dobrymi obyczajami i powagą państwa. Jeśli my nie będziemy szanować najważniejszych organów naszej władzy państwowej, to kto ma to robić?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Fakty i opinie - Andrzej Grajewski (komentarz)