Warszawa. Warszawiacy całymi rodzinami uczestniczyli w Orszaku Trzech Króli, po raz drugi zorganizowanym w stolicy 3 stycznia przez rodziców i uczniów męskiej szkoły „Żagle”, Centrum Myśli Jana Pawła II oraz Fundację Świętego Mikołaja.
Niedowiarki, czcze umysły, plotą nam rozprawy, że na lewym brzegu Wisły, nie ma już Warszawy – zabawne, jak wiersz Artura Bertelsa z końca XIX w. pasuje do teraźniejszości. Warszawa odbierana jest często jako miasto „emocjonalnie żadne”, szare, złożone z przypadkowych ludzi, którzy nie znają ducha stolicy i którym nie zależy, żeby go odnaleźć.
Nieprawda! Jest Warszawa! Budzi się z letargu dorabiania się, gonitwy „byle do pierwszego”. Młodzi mieszkańcy stolicy stworzyli nową jakość, nową kolorową tradycję, która integruje miasto. Warszawa, dzięki młodym rodzinom skupionym wokół Stowarzyszenia Rozwoju Edukacji i Rodziny „Sternik”, a wsparta przez Fundację Świętego Mikołaja i Centrum Myśli Jana Pawła II, odnajduje ducha, i to ducha chrześcijańskiego. Pomysł, żeby merkantylną „tradycję” świętowania ze „świątecznym” pajacem w tle zastąpić jakością prawdziwego Bożego Narodzenia, pojawił się najpierw wśród rodziców męskiej szkoły „Żagle”.
To tam zaczęły się jasełka: chłopcy i rodzice tworzyli przedstawienia, na które z roku na rok przychodziło więcej chętnych. I jasne się stało, że mieszkańców Warszawy, którzy chcą spędzić czas okołoświąteczny w Szopie (nie w shopie), jest wielu. Rok temu orszak przeszedł po raz pierwszy. I od razu blisko 10 tys. ludzi, mimo okropnego mrozu, z kolędami na ustach przewędrowało Starym Miastem do Rynku Nowego Miasta, aby pokłonić się małemu Królowi królów.
W tym roku, 3 stycznia, orszak szedł po raz drugi. I znów plac Zamkowy zapełnił się „czwartymi królami” w papierowych koronach na głowie i ze specjalnie wydanymi śpiewnikami w rękach. Warszawiacy dołączyli do orszaku, czyli pastuszków (sześciolatki z zerówki!) i trzech grup rycerzy: kilkuset kolorowo poprzebieranych chłopców ze szkoły męskiej. Ich mamy poszyły peleryny, ojcowie zadbali o miecze i rycerski ekwipunek. Każdą z grup – europejską, azjatycką i afrykańską dowodził jeden z Trzech Króli. Po drodze mijali złego Heroda, który żądał oddania mu pokłonu, uczestniczyli w walce diabłów z aniołami. Do żłóbka szły i owce z Podhala, i konie, i wielbłądy. Gigantyczne anioły na szczudłach posypywały pielgrzymów srebrzystym konfetti.
Radosnych ulicznych jasełek, jakich potrzebuje Warszawa, potrzebują i inne polskie miasta i miasteczka. Potrzebują chęci działania, czasu poświęconego dobrej sprawie, wychodzenia z ewangelizacją na ulicę. Potrzebują wartościowej zabawy dla całych rodzin. I nie ma co się bać, że zimową porą zamarzniemy! Jeśli mały Bernaś Chilewicz, który z powagą ośmiomiesięcznego bobasa zagrał Małego Jezusa, nie zmarzł i ma się dobrze, to nikomu od styczniowego mrozu korona z głowy nie spadnie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Fakty i opinie - ap