Krążył kiedyś taki żarcik: „Jaki kraj na świecie jest najbardziej niezależny? Polska. A dlaczego? Bo od niej nic nie zależy”. To nie żadna antypatriotyczna satyra, tylko zimny prysznic dla wszystkich wyznawców teorii polskiego „pępka świata”.
To jasne, że nas interesuje wszystko, co polskie, tak samo jak jasne jest, że to, co nas interesuje, niekoniecznie musi interesować świat. Owszem, trzeba przyznać, że nasza erudycja jest daleko większa niż Amerykanów, bo przeciętny Polak wie, gdzie leży Chicago, podczas gdy przeciętny Amerykanin na hasło „Polska” reaguje: a który to stan? (sam tego doświadczyłem podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych).
Podobnie jest w polityce: wszyscy wiedzieliśmy, że do Polski przyleciał wiceprezydent USA Joe Biden, podczas gdy dostojny gość nie wiedział, że rozmawia z Premierem RP, kilkakrotnie zwracając się do Donalda Tuska: „Mr President”. Ale mniejsza o to.
Ostatnie posunięcia Stanów Zjednoczonych pokazują, że Polska nie jest jednak ani pępkiem świata, ani nawet pępkiem amerykańskiej strategii geopolitycznej. Propozycja zbudowania nowego systemu do 2015 roku oznacza groźbę powtórki z rozrywki: to będzie koniec ewentualnej drugiej kadencji Obamy, a po zmianie warty – być może wrócą republikanie – nowy prezydent zaproponuje nam kolejny dowód przyjaźni, na nowych zasadach. I tak w kółko.
Tak naprawdę, z polskiego punktu widzenia w nie jest najważniejsze, czy to będzie tarcza, czy SM-3, czy jeszcze inne gadżety. Chodzi głównie o obecność wojsk USA na naszym terytorium, bo to ewentualnie daje jakieś gwarancje bezpieczeństwa. I jeśli uda się do tego doprowadzić, będzie sukces. Ale zapomnijmy o micie strategicznego partnera USA w Europie. Polska dla Amerykanów jest co najwyżej małym elementem obronnej machiny.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina