Tygodnik „Wprost” ujawnił dokumenty CBA na temat przetargu na stocznie w Gdyni i Szczecinie. Wynika z nich, że urzędnicy Agencji Rozwoju Przemysłu, działającej na zlecenie Ministerstwa Skarbu, preferowali ofertę katarskiego funduszu.
Nie został on wykluczony z dalszej procedury, mimo że na czas nie wpłacił wadium. Zastanawiające, że żadna z podległych rządowi służb specjalnych nie podniosła alarmu, kiedy okazało się, że wadium za Katarczyków wpłacił libański handlarz bronią Abdul Rahman El – Assir. W przeszłości pośredniczył on w sprzedaży naszej broni przez Bumar SA i wysuwał roszczenia z tytułu niewypłaconej mu prowizji.
Zaangażowanie Libańczyka w stocznie miało więc być powiązane z regulacją zaległych rachunków z inną polską firmą. Być może ujawnione dokumenty nie świadczą o urzędniczej korupcji, rozumianej jako działanie dla osiągnięcia osobistych korzyści materialnych. Dowodzą jednak, że proces prywatyzacji stoczni nie miał nic wspólnego z prywatyzacją. Kombinowanie z „inwestorem katarskim”, który nie wiadomo, czy w ogóle istniał, doprowadziło do rozpisania nowych przetargów.
Tym razem cena wywoławcza jest znacznie niższa, a to oznacza straty dla Skarbu Państwa. Nietrudno dociec, dlaczego sprawy tak się potoczyły. Prywatyzacja stoczni była gorącym tematem, gdy zbliżały się wybory do Parlamentu Europejskiego. Odegrano więc przed nami polityczną farsę pod tytułem udana prywatyzacja stoczni.
Ogłoszono sukces, który z pewnością miał wpływ na notowania rządu, ale, jak się okazuje, nie miał pokrycia w faktach. Min. Grad oraz podlegli mu urzędnicy świadomie wprowadzali opinię publiczną w błąd, informując o sukcesach, których nie było, albo w ogóle nie mieli pojęcia, jaki jest rzeczywisty stan rzeczy. Obie możliwości ich dyskwalifikują.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski