Podziwiam katolików w Wietnamie. Nie boją się upomnieć się o swój Kościół. Tak jak niedawno zrobili w Tam Toa. A gdy aresztowano ich współbraci, potrafią solidarnie zażądać ich uwolnienia.
Głośno upominają się o zagrabioną kościelną własność, otwarcie żądają zaprzestania medialnej kampanii kłamstw i podżegania przeciwko nim innych obywateli. Choć na ulicach bywają celem ataków, a zdarza się, że na bazarach noszącym chrześcijańskie emblematy nie chcą niczego sprzedawać, protestują pokojowo. Podczas marszów po ulicach ze świecami i podczas modlitewnych czuwań. I tak od tygodni.
Mam wrażenie, że podobnej odwagi brakuje katolikom Polsce. Nie chodzi nawet o to, że ciągle są wśród nas wierzący, którzy wolą się nie wychylać i oficjalnie nie przyznają się do przynależności do Kościoła. Z tym problemem wielu z nas radzi sobie już całkiem nieźle. Bardziej o to, jak reagujemy na doniesienia o domniemanych nieprawidłowościach przy zwrocie kościelnego majątku.
Choć na pierwszy rzut oka widać, że zarzuty są nieraz grubymi nićmi szyte, na wszelki wypadek nabieramy wody w usta. Nie pytamy głośno, skąd biorą się alternatywne wyceny, i przyjmujemy za dobrą monetę żale gminnych notabli, że oto Komisja Majątkowa pokrzyżowała ich świetlane plany. Zarzuca się naszym współbraciom nieuczciwość, a my milcząco przyznajemy oszczercom rację. Smutne. Jak to zmienić?
Czytaj codzienne komentarze w portalu wiara.pl
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Macura, redaktor naczelny portalu wiara.pl