Wędrowcy ze śmierci do życia

Pewnego razu postanowiłem wykorzystać niepowtarzalną okazję. W starożytnym baptysterium w Akwilei nie było w pobliżu żadnego turysty.

Osoby czuwające nad porządkiem w obiekcie też poznikały. Teraz albo nigdy – pomyślałem i zacząłem zstępować po stopniach w głąb wczesnochrześcijańskiej sadzawki chrzcielnej. Wyobrażałem sobie, jak w ten sam sposób schodzili w dół tej starodawnej chrzcielnicy pierwsi wyznawcy Jezusa na tamtym terenie, by połączyć się na wieki ze śmiercią i zmartwychwstaniem ich Pana i doznać w sobie Jego zwycięstwa nad grzechem i szatanem. Gdy znalazłem się na dnie sadzawki i moje stopy dotknęły czarnego kamienia, pomyślałem, że uzupełniam coś, czego nie było mi dane doświadczyć podczas mojej liturgii chrzcielnej, gdy leżałem w białym beciku, a kapłan polewał moją maleńką główkę wodą i wypowiadał z przekonaniem: „Robercie, ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Pierwsi chrześcijanie, schodząc do sadzawki chrzcielnej, odbywali najważniejszą podróż życia, której kierunek miał się utrwalić w nich jako najważniejszy dla ich egzystencji: „Z Chrystusem pogrzebani… i razem z Nim wskrzeszeni”. Wędrowcy ze śmierci do życia. A po drodze ich największy przeciwnik, książę ciemności, był usuwany z drogi i przygwożdżony do krzyża.

„Francjo, najstarsza córo Kościoła, co zrobiłaś ze swoim chrztem?” – pytał Francuzów Jan Paweł II w 1985 roku, świadom spadku liczby wierzących. A Polska co robi z własnym chrztem? Według statystyk coraz większa liczba Polaków odwraca się od Kościoła. Systematycznie spada liczba osób przystępujących do sakramentów świętych, wzrosła też liczba apostazji. Polscy rodzice coraz częściej uważają, że dziecko samo powinno podjąć decyzję, czy chce wstąpić do wspólnoty Kościoła, jakby chodziło o coś drugorzędnego. W ostatnim roku o 16,3 proc. spadła liczba osób, które przyjęły chrzest.

Pamiętam doświadczenie pewnego muzyka współpracującego ze zwolennikami satanizmu przy organizacji wielkich masowych imprez typu techno party w Europie. Od nich dowiedział się, jaki cel obrała europejska „rewolucja w popkulturze”. Chodziło o „przerwanie łańcucha wiary” między pokoleniami. Wymiernym przejawem tego miałoby być doprowadzenie do wyłonienia się nowego pokolenia w Europie bez chrztu świętego. Człowiek ochrzczony, jakkolwiek nieświadomy czy ignorant w kwestii wiary, jest chroniony przed złem przez łaskę sakramentu i niezatarte znamię przynależności do Chrystusa, wyryte w najgłębszej warstwie jego jestestwa. We Włoszech spotykałem się z szeroko zakrojoną akcją nazywaną zbattezzarsi – odchrzczenia się, nastawioną na usunięcie z siebie owego pokrewieństwa z Synem Bożym. Podobny cel stawiali przed sobą propagandyści rewolucji seksualnej 1968 roku. Jak mówili: należałoby raz na zawsze usunąć z człowieka „obraz i podobieństwo” Boga. Tymczasem Kościół żyje dzięki nowej egzystencji, ukształtowanej ostatnimi słowami Chrystusa na ziemi: „Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28,18-19). Apostoł Piotr zaś wołał na zakończenie każdego kerygmatu: „Nawróćcie się i niech każdy z was ochrzci się w imię Jezusa” (Dz 2,37-38). •

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

ks. Robert Skrzypczak