Gospodarka. Banki na różnicy pomiędzy kupnem i sprzedażą walut robiły prawdziwy majątek. Tracili na tym posiadacze kredytów w walutach obcych.
Nie mieli wyboru, choć kredyt zaciągali na przykład w szwajcarskich frankach, na konto banku musieli przelewać złotówki. Te bank następnie przeliczał, zwykle z dużym dla siebie zyskiem, na franki. Od 1 lipca ten proceder się skończy, bo każdy będzie mógł bankowi bezpośrednio zapłacić w walucie, w której się zapożyczył. Franki czy euro albo dolary będzie mógł kupić np. w kantorze. Dla tych, których banki nie łupią w ten sposób, nadal pozostaje oczywiście sposób dotychczasowy. Każdy będzie mógł więc wybrać to, co mu się bardziej opłaci.
No właśnie, co się bardziej będzie opłacało? Kupować walutę „na mieście” i w niej spłacać bankowi kredyt, czy tak jak dotychczas spłacać go w złotówkach po to, by bank przeliczył je na inną walutę? Na to pytanie nie ma jednej odpowiedzi. Wszystko zależy od konkretnego przypadku. Banki zapewne obniżą spread (różnicę pomiędzy kursem kupna i sprzedaży waluty), z kolei kantory, czując koniunkturę mogą spread podwyższyć. Niektóre banki na wymianie zarabiały niewiele, inne łupiły swoich klientów bez opamiętania.
W końcu nie wszystkie banki przyjmują wpłaty gotówkowe w walucie obcej, a wtedy będzie trzeba franki czy euro wpłacać najpierw na konto w innym banku, a później je przelewać. Przelew może sporo kosztować, tym bardziej że będzie w innej walucie niż nasza. W skrócie, trzeba wszystko dobrze policzyć. Sam fakt, że jest jednak taka możliwość, dla całkiem sporej grupy posiadaczy kredytów w obcych walutach, może oznaczać, że od 1 lipca będą płacili mniejsze raty.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Fakty i opinie - Tomasz Rożek