Warszawa. Zagrzewani muzyką dudziarzy w szkockich kiltach, przejdą przez Warszawę ludzie, dla których ważne są wartości życia i rodziny.
Zbiórka przed IV Marszem dla Życia i Rodziny w samo południe w niedzielę 31 maja, na ulicy Nowy Świat (u zbiegu ul. Foksal i ul. Chmielnej). Hasło tegorocznego marszu to: „W kryzysie stawiam na rodzinę”. Na jego zakończenie w Ogrodzie Krasińskich odbędzie się koncert i piknik rodzinny, prowadzone przez Tomasza Zubilewicza i Patrycję Michońską.
W zeszłych latach w marszu brało udział około 4 tys. osób. To mało, w porównaniu np. z Hiszpanią, gdzie poparcie dla wartości rodzinnych manifestuje nawet milion ludzi. Tymczasem w Polsce takie manifestacje też są niezwykle ważne, bo mogą uświadomić politykom, że warto działać w interesie rodziny. A nie np. tylko gejów i lesbijek, którzy będą demonstrować w Warszawie dwa tygodnie później.
O swoim udziale w Marszu dla Życia i Rodziny mówią znani ludzie. Wojciech Cejrowski zachęcał do tego m.in. studentów w Lublinie: – Dlaczego czwórkami nie maszerowali [w zeszłym roku] studenci Uniwersytetu Stefana Wyszyńskiego i jego profesorowie ubrani w togi, dlaczego nie było kleryków z seminariów? Gdy rusza jakiś marsz feministek, homoseksualistów czy lewicowców, są całe organizacje, sztandary i transparenty, a u nas cicho, marnie, żeby się nie wychylać – mówił.
Na marsz wybiera się też kompozytor Michał Lorenc, autor znakomitej muzyki filmowej. – Opowiedzenie się po stronie życia jest dla mnie ważne – uzasadnia w rozmowie z „Gościem”. – Zwłaszcza, że spora część ludzkości chce dzisiaj na własne życzenie się zlikwidować. Tej drugiej części ludzkości polecam marsz tęczowy – mówi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
prze