Co jakiś czas wraca na internetowych forach problem chrztu dzieci. Nie chodzi bynajmniej o teologiczną dyskusję, czy sakrament niepoparty osobistym wyborem może być skuteczny.
To niewierzący zgłaszają pretensje, że chrzcząc dzieci, pozbawimy je możliwości wyboru wiary. Podejście to dość kuriozalne. I kłócące się z rozsądkiem, na który tak często powołują się deklarujący swoją niewiarę. Dziecko i tak nie żyje w duchowej próżni.
Rosnąc, uczy się konkretnego języka swoich rodziców, poznaje zwyczaje i prawa środowiska, w którym wzrasta, kształtowane są jego gusta kulinarne i przyzwyczajenia dotyczące stroju. W szkole poznaje głównie literaturę czy historię własnego kraju i nikt nie zastanawia się, czy mały Polak w głębi duszy nie czuje się Szkotem. Dlaczego chrzest i wychowywanie w wierze miałyby być traktowane jako zamach na wolne wybory dziecka? Dla ateisty fakt chrztu nie powinien mieć żadnego znaczenia.
Nie rosną od niego ani rogi ani skrzydła, a znamię wyciska tylko na duszy, której, według niewierzącego, i tak nie ma. Można go więc śmiało potraktować jako nic nieznaczący element kultury, w której przyszło wzrastać. Każdy może pewnego dnia powiedzieć, że nie wierzy i chrzest nic dla niego nie znaczy. Larum, jakie podnosi się w związku z chrztem dzieci, pokazuje, że nie o wolny wybór tu chodzi, ale o to, by wychowane bez Boga dzieci tak naprawdę nie miały żadnego wyboru.
Czytaj codzienne komentarze w portalu wiara.pl
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Macura, redaktor naczelny portalu wiara.pl