Plan ratowania amerykańskiej gospodarki ocenia prof. Witold Orłowski
Jacek Dziedzina: Amerykański minister skarbu Paulson zaproponował, aby rząd zakupił aktywa, których nikt nie chce kupować. W ten sposób chce uratować amerykańską gospodarkę. Czy to oznacza kapitulację wyznawców niewidzialnej ręki wolnego rynku?
Prof. Witold Orłowski: – Rząd nie tyle kupi akcje, których nikt nie chce kupować, ile pomoże bankom, odkupując kredyty, które są trudne do spłacenia.
Ale to ciągle państwo, które interweniuje tam, gdzie liberalizm niechętnie je widzi.
– To nie jest koniec kapitalizmu. To działanie, które jest podejmowane w sytuacjach kryzysowych. Tak zrobiliśmy w Polsce w latach 1992–1993, tak zrobiły już USA pod koniec lat 80. Rząd amerykański stoi przed bardzo trudnym wyborem. Instytucje finansowe, ze swoimi klientami, zachowywały się lekkomyślnie. Część klientów nie będzie w stanie spłacić kredytów. Z punktu widzenia rynku rząd powinien powiedzieć: kto był lekkomyślny – nieważne czy bank, czy jego klient – niech płaci. Dlaczego teraz wszyscy mają składać się i płacić za niego. A z drugiej strony wiadomo, że banki są ze sobą powiązane. Jeśli dojdzie do jakiegoś spektakularnego upadku jednego banku, to może spowodować upadek kolejnych banków i w rezultacie strumień kredytów dla gospodarki może zupełnie wyschnąć i może nastąpić paraliż sektora finansowego. Rząd musi wybrać między dwoma złymi posunięciami. I nie mam wątpliwości, że musi zdecydować się na ratowanie systemu finansowego.
Ale czy ten plan będzie skuteczny?
– Jeśli wszystko dobrze pójdzie, najgorsze długi zostaną wykupione od banków za jakąś wynegocjowaną cenę, rynki się uspokoją, banki nie zbankrutują, z czasem wróci wzrost gospodarczy. Natomiast wśród części inwestorów pozostanie przekonanie, że można ryzykować, bo rząd nie będzie miał wyjścia i będzie musiał znowu z pieniędzy publicznych ratować prywatnych inwestorów.
Czy to jeszcze będzie kapitalizm?
– Oczywiście to grozi przerostem interwencjonizmu. Ale w tej chwili nie ma innego wyjścia. Rząd nie ma za bardzo wyboru. Można wprawdzie, dla czystości zasad, nie interweniować, bo wiadomo, że to nie będzie bardzo skuteczne i przejrzyste, ale to oznaczałoby zgodę na załamanie systemu finansowego, z kosztami dla milionów Amerykanów, i nie tylko, którzy mogą stracić oszczędności.
Ale dogmatycy liberalizmu tak właśnie wolny rynek rozumieją: ryzyko i niewidzialna ręka.
– Tak, niektórzy fundamentaliści rynkowi twierdzą, że lepiej, żeby kryzys był ostry jak trzeba, a on wyleczy ludzi raz na zawsze z oczekiwań, że można zbyt ryzykownie inwestować.
Czyli jednak kapitulacja skrajnych liberałów?
– W taki fundamentalistyczny sposób sprawy stawiać nie można. Jednak jakimś rozsądnym kosztem można uratować świat przed dużą recesją.
* Prof. Witold Orłowski jest głównym doradcą PricewaterhouseCoopers, dyrektorem Szkoły Biznesu
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina