Ewangelia zaczyna się pytaniem uczonego w Prawie: „Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?”.
Powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: «Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?»
Jezus mu odpowiedział: «Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?»
On rzekł: «Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego». Jezus rzekł do niego: «Dobrze odpowiedziałeś. To czyń, a będziesz żył».
Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: «A kto jest moim bliźnim?»
Jezus, nawiązując do tego, rzekł: «Pewien człowiek schodził z Jeruzalem do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął.
Pewien zaś Samarytanin, wędrując, przyszedł również na to miejsce. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: „Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał”. Kto z tych trzech okazał się według ciebie bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?»
On odpowiedział: «Ten, który mu okazał miłosierdzie».
Jezus mu rzekł: «Idź, i ty czyń podobnie!»
1. Zauważmy, że w tym pytaniu kryje się ważne założenie. Otóż aby wiedzieć, jak mam żyć tu i teraz, trzeba myśleć o wieczności. Konieczna jest świadomość, że jest Bóg i że On powierza mi jakieś zadanie, a kiedyś zapyta, co zrobiłem ze swoim życiem. „Dzisiaj wielu twierdzi, że idea życia wiecznego przeszkadza człowiekowi w czynieniu tego, co właściwe na tym świecie” – zauważa Benedykt XVI. „Ale prawdą jest coś przeciwnego: Jeśli stracimy Bożą miarę, miarę wieczności, to jako wytyczna pozostaje nam właściwie tylko egoizm; wówczas każdy będzie próbował wyciągnąć dla siebie z tego życia tak wiele, jak to tylko możliwe. Wszystkich innych będzie widział jako wrogów swego szczęścia”. A przecież inni są darem, szansą, wyzwaniem. Czasem trudnym, ale tylko to, co trudne, rozwija.
2. Uczony w Prawie znał odpowiedź. Aby żyć i dojść do szczęśliwej wieczności, trzeba kochać. Najpierw Boga, potem bliźniego jak siebie samego. Pan Bóg jest pierwszy do pokochania. Dla wielu ludzi jest to trudne do przyjęcia, ponieważ Bóg wydaje się im kimś odległym, obojętnym, a nawet wrogim. Doświadczenie cierpienia wpływa na Jego obraz. Nawiązując do przypowieści o Samarytaninie, można zapytać: dlaczego zbójcy napadają na niewinnego człowieka, dlaczego potem doświadcza on obojętności bliźnich? Często uruchamia się w ludziach mechanizm oskarżania Boga o wszelkie zło. Człowiek zraniony może zwątpić w dobroć Pana i w dobroć ludzi. A jednak pomoc nadchodzi. Samarytanin nie kojarzył się Żydom z kimś dobrym, był raczej symbolem przeciwnika, kogoś niby bliskiego, a jednak wrogiego. Można tak potraktować Boga, jak Żydzi traktowali Samarytan. Bóg jednak nie pragnie naszej zguby, ale chce nam pomóc. On jest Samarytaninem. W chwili próby nie wolno dać sobie odebrać wiary i nadziei. Nie wolno zwątpić w miłość Boga do nas.
3. „Kochaj bliźniego jak siebie samego”. Uderza prostota tego przykazania. Brzmi w tle tzw. złota zasada, która w wersji ewangelicznej brzmi: „Wszystko, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!”. Nie ma tutaj wezwania do heroizmu. Nie muszę żyć wyłącznie dla innych. Muszę kochać także siebie, czyli akceptować jako kogoś dobrego, godnego miłości. Miłość jest sprawiedliwa.
4. Samarytanin najpierw wzruszył się głęboko, a potem zadziałał praktycznie: opatrzył rany, zawiózł w bezpieczne miejsce, zostawił pieniądze na dalsze leczenie. Jest w miłości poruszenie serca – oraz racjonalność. Serce i rozum muszą współdziałać. Miłość zawsze prowadzi do pytania: co mogę zrobić? Pomagając innym, pomagam też sobie. •
ks. Tomasz Jaklewicz