Warszawa. Sąd Okręgowy w Warszawie umorzył proces przeciwko generałowi Czesławowi Kiszczakowi, uznając, że wprawdzie mógł on przyczynić się do śmierci dziewięciu górników w kopalni „Wujek” 16 grudnia 1981 r., ale nie ponosi za to umyślnej winy.
Oburzenie licznych polityków i publicystów wywołuje nie tylko sentencja wyroku, ale także kpiarskie zachowanie się generała Kiszczaka po wyjściu z sądowej sali po zakończonym procesie. Lekkim tonem powiedział on, że nie ma żadnych poważnych dowodów przeciw niemu, po czym z pełną nonszalancją wyraził nadzieję, że jeśli będzie się jeszcze kiedykolwiek spotykał z dziennikarzami, to już nie na sali sądowej, ale „w knajpie, przy wódce i zakąsce”.
O tym, że „mordercy zza biurka” często pozostają bezkarni, podczas gdy skazuje się wykonawców ich rozkazów niskiego szczebla, przekonaliśmy się wielokrotnie. Gen. Kiszczak nie powinien jednak zapominać, że czeka go jeszcze jeden proces, który można nazwać głównym, jeśli chodzi o rozliczanie zbrodni komunistycznych: o nielegalne wprowadzenie stanu wojennego w PRL i udział w przestępczym związku zbrojnym, działającym na szkodę państwa i jego obywateli.
Opinię publiczną najbardziej zbulwersowała jednak wyraźna niechęć gen. Kiszczaka do brania odpowiedzialności za swoje dawne czyny. Zamiast odważnie – jak wypada człowiekowi honoru, którym mianował go niegdyś Adam Michnik – zadeklarować, że wszystko, co działo się w resorcie spraw wewnętrznych PRL w czasach, w których odgrywał on w nim znaczną rolę, obciąża także jego sumienie, stara się bagatelizować swój udział w sprawstwie kierowniczym wielu zbrodni.
Już sam fakt udziału w Wojskowej Radzie Ocalenia Narodowego jest wystarczającym dowodem odpowiedzialności za skutki jej poczynań. A Kiszczak był przez długi czas jednym z najbardziej zaufanych ludzi gen. Jaruzelskiego. Dlatego wolno wymagać od niego solidarności z podwładnymi, a nie zrzucania na nich ciężaru własnych win. Przywilejem, ale i obowiązkiem każdego dowódcy jest dzielić z żołnierzami zarówno triumf zwycięstw, jak i gorycz klęsk.
Co myśleć o generale, który zamiast dzielnie wypiąć pierś i z podniesioną głową powiedzieć: „Odpowiadam za wszystko dobre i złe, co działo się podczas mojego dowodzenia, proszę mnie za to sądzić”, kluczy, mataczy i udaje, że wszyscy wokół niego są winni, tylko nie on? Ciekawe, co czuje teraz Adam Michnik, który zaliczył Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka do elitarnego grona ludzi honoru.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Fakty i opinie - komentarz: Jerzy Bukowski