Dariusz Wdowczyk, wielokrotny reprezentant Polski i jeden z uznanych szkoleniowców, o którym niektórzy mówili, że mógłby być następcą Leo Beenhakkera, otrzymał zarzut korupcji, którą miał uprawiać w czasach, gdy odnosił sukcesy z Koroną Kielce.
Opowiedział o niej prokuratorom, potem wyszedł z aresztu za poręczeniem majątkowym i... pojechał poprowadzić na meczu ligowym drużynę warszawskiej Polonii, bo teraz jest jej trenerem. „Żałuję tego, co się stało, ale się stało” – rzucił dziennikarzom i zaczął się zachowywać tak, jakby się nic nie stało. A tym, którzy chcieli wiedzieć, czy nie wstydził się przyjeżdżać na mecz, odpowiedział: „Myślę, że nie macie moralnego prawa mnie oceniać. Możecie mieć swoje zdanie na to, co się działo, ale na pewno nie znacie wszystkich szczegółów”.
Nie znam szczegółów, ale mam swoje zdanie. Uważam, że dawanie łapówek i „ustawianie” meczów jest niemoralne. Demoralizuje tysiące ludzi. Równie niemoralne i demoralizujące jest udawanie, że nic się nie stało. Dariusz Wdowczyk nie miał moralnego prawa siadać na ławce trenerskiej zaraz po tym, jak został oskarżony, nawet jeżeli nie przyznał się do winy. Aż do wyjaśnienia sprawy.
W 2004 roku Wdowczyk, zapytany przez uczniów jednej z kieleckich szkół podstawowych o nazwisko swojego następcy w Koronie Kielce, z uśmiechem wskazał, że może nim być... klubowy kapelan. W świetle tego, co można się było dowiedzieć z medialnych wypowiedzi Wdowczyka po zatrzymaniu, ta propozycja nabiera nowego znaczenia. Z pewnością dla księdza prostującego sumienia zawodników, działaczy i kibiców w Koronie jest mnóstwo roboty. Zresztą, sądząc z liczby osób zamieszanych w aferę korupcyjną w polskiej piłce nożnej, podobnych klubów może być bardzo dużo. A działaczom Polonii proponuję błyskawiczne i darmowe korepetycje. Z poczucia przyzwoitości.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Fakty i opinie - komentarz: ks. Artur Stopka