Jako kilkunastoletnia dziewczyna tańczyłam boso przy tym samym piecu. Który to mógł być rok? – zastanawia się pani Stefania, dokładając węgla do ognia. – Nie aż tak dawno, chyba 1957.
Po niewielkiej kuchni i sąsiadującej z nią izbie rozeszła się fala ciepła. Na zewnątrz trzyma mróz. Zimową porą Wygoda przypomina bardziej świat z baśni Andersena niż wieś położoną między dwiema aglomeracjami – Łodzią i Warszawą. Z podwórka dobiega ujadanie Prezesa. Stefania Gala dyskretnie zerka w okno, nie przestając szorować ceraty na stole. Na wiejskiej drodze nie widać żywego ducha. Pewnie Prezes zobaczył wróbla albo denerwuje go gęganie gęsi, zamkniętych w kurniku z powodu mrozów. Na czystym stole ląduje marchew. Do drugiego dania ma być gotowana jarzynka z masłem. Gospodyni, zaraz po miłości do męża, dzieci i wnuków, wymieniłaby zapewne jarzyny. Ma spory zagon za domem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Wójcik, zdjęcia Jakub Szymczuk