Mówi się, że w Betlejem każdego dnia jest Boże Narodzenie. Ale życie w mieście otoczonym zasiekami nie przypomina sielskich obrazków z aniołkami i pastuszkami grającymi na fujarkach.
Dziś miejsce narodzin Chrystusa, znane jest także jako palestyńskie, czyli arabskie miasto oddzielone od żydowskiej części Izraela ośmiometrowym, murem. Ma on chronić odległą o 8 km Jerozolimę przed atakami terrorystycznymi. Mur liczy ponad 200 km długości. Docelowo ma mieć podobno 700 km i oddzielać także inne tereny Autonomii Palestyńskiej od żydowskiej części Izraela. Powiedzmy jasno: obawy Żydów nie są bezpodstawne. Budowla budzi jednak najgorsze skojarzenia. Jej szare ściany upstrzone są napisami. Czasem jest to banalne: „I love you”, czasem ludowe mądrości typu: „Tylko strach buduje mury”, a czasem tragikomiczne komentarze, np. „Oddajcie moją piłkę. Dzięki”. Ktoś wymalował też słowa prezydenta Kennedy’ego, wypowiedziane w przedzielonym podobnym murem Berlinie: „Ich bin ein Berliner” (Jestem berlińczykiem).
Wjeżdżamy z Izraela do Betlejem przez wojskowy punkt kontrolny w murze. Młodziutcy izraelscy żołnierze na widok polskiego paszportu machają tylko rękoma: „Jechać!”. Zamknięci murem Palestyńczycy nie mogą liczyć na takie traktowanie. – Czasem mam w Jerozolimie robotę, ale nie mogę do niej dojechać, bo nie mam przepustki – mówi Shibli, palestyński elektryk, który ma na utrzymaniu żonę i czwórkę dzieci. – W Betlejem pracy jest mało i zarabia się 600 dolarów miesięcznie, a w Jerozolimie można zarobić nawet 100 dolarów dziennie – dodaje. Na razie Shibli ma tę cenną przepustkę. Ale wielu nie otrzyma jej nigdy. Wystarczy, że ma się krewnego w izraelskim więzieniu, a o różowym papierze można zapomnieć. A jeśli ktoś ma przepustkę, to na checkpoincie czekają go tasiemcowe kolejki i dokładne kontrole. Samochód z palestyńską rejestracją w ogóle nie może wjechać do żydowskiej części Izraela. (Izraelskie auta mogą wjechać do Autonomii Palestyńskiej). Po co więc mieszkańcom Betlejem samochody, skoro mogą się nimi poruszać wyłącznie w enklawie, liczącej kilkadziesiąt kilometrów kwadratowych, a jeśli mogą z niej wyjechać, to tylko do innych terenów Autonomii Palestyńskiej? Yousef ma jednak skodę Octavię. Jest nauczycielem arabskiego w wiejskiej szkole. Dorabia jako taksówkarz, żeby utrzymać dziewięcioosobową rodzinę.
Przepraszam, czy tu biją?
Z placu Żłóbka, jakby rynku, stromymi ulicami jedziemy z Yousefem do Aidy. To obóz dla arabskich uchodźców, przesiedlonych w 1948 r. z terenów, na których powstało państwo żydowskie. Za pięknym hotelem Intercontinental rozciąga się przestrzeń, wypełniona zrujnowanymi domami i śmieciami. Mieszkańców prawie nie widać, więc muszę wierzyć Yousefowi na słowo, że w jednym domu mieszka do 20 osób. Inni mieszkańcy Betlejem mówią że uchodźcy nieźle się urządzili: od lat żyją głównie za pieniądze ONZ. O tym, czego naprawdę pragną, przypomina brama, zwieńczona kilkumetrowym kluczem z napisem: „Nie na sprzedaż”. To symbol kluczy do domów, które Palestyńczycy pozostawili na terenach zajętych przez Izrael.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała, zdjęcia Roman Koszowski