Czternaście tysięcy dorosłych Chińczyków przyjęło chrzest w czasie ostatniej Wielkanocy. Wśród nich Cecilia Zhao z Pekinu, która jest teraz jedyną katoliczką w swojej rodzinie.
W biurze przy katedrze południowej pomaga w kontaktach z zagranicznymi turystami. To najstarszy kościół w stolicy, zbudowany dzięki o. Matteo Ricciemu, jezuicie, który zrozumiał zasady inkulturacji misyjnej, zanim ktokolwiek spróbował je nazwać. Li Matou, bo pod takim imieniem poznali go mieszkańcy Państwa Środka, zyskał przychylność cesarza, który nie tylko wsparł budowę świątyni, ale aż 21 razy ją odwiedził. Dziś w każdą niedzielę odprawia się tu pięć Mszy – w języku chińskim, angielskim i po łacinie. W sumie przychodzi na nie około 4 tysięcy ludzi.
Nosiciele światła
Chociaż od śmierci o. Ricciego minęło 400 lat, do dziś uważa się, że nikt tak jak on nie przybliżył Chi-nom chrześcijaństwa. Na jego grobie – świeże kwiaty.Cmentarzem, gdzie jest pochowany razem z 62 misjonarzami, opiekuje się Pekińska Wyższa Szkoła Administracji, do której należy teren. Ci, którzy pierwsi przynieśli do Chin chrześcijaństwo (w VII w.), zostali nazwani nosicielami światła. W Muzeum Stelli w Xi’an, o którym mówi się, że jest najcięższą biblioteką świata albo lasem kamiennych tablic, stoi przypominająca o tym stella nestoriańska z 781 roku. Chrześcijaństwo weszło tu na grunt zetknięcia się wpływów buddyjskich, konfucjańskich, taoistycznych i wielu miejscowych wierzeń. Po prześladowaniach religijnych Mao dla Chin nadchodzi chyba czas powrotu do tych różnorodnych korzeni. – Rewolucja zniszczyła duchowość tego kraju – mówi Chris Ruther, który mieszka w Szwajcarii. Z buddyzmem spotkał się w Anglii i tam ma swojego tybetańskiego mistrza. – Buddyzm zmienia myślenie, przemienia umysł, a to zmienia całe nastawienie do życia. Jest doskonały dla człowieka Zachodu. Świątynie buddyjskie pociągają świat zachodni również niezwykłym kolorytem architektury i obrzędowości. Mandale usypywane cierpliwie z drobnego barwionego żwiru. Tylko po to, żeby później, w jednej chwili, rozsypać się w nicość. Tak jak droga, którą obierają wyznawcy buddyzmu, prowadząca do nirwany, czyli stanu nieistnienia. Buddyzm, który dotarł tu w I wieku, okazał się w wielu punktach sprzeczny z zasadami wyznawanymi wcześniej przez Chińczyków, a jednocześnie bardzo pociągający.
Buddyści, muzułmanie, konfucjaniści
W najstarszej w Chinach świątyni Białego Konia w okolicach Luoyang młode dziewczyny w dżinsach zamykają oczy i składają w skupieniu ręce do modlitwy. Mnisi przy straganach z pamiątkami pilnują, żeby aparaty fotograficzne turystów omijały posążki Buddy. Młody zakonnik siedzący przy wejściu do świątyni razem z wypowiadaną modlitwą przekłada w palcach koraliki. Jakby nie widział sznura turystów przesuwającego się tuż przy jego kolanach. To cena za otwarcie tych miejsc dla zwiedzających. W klasztorze Shaolin położonym w górach, skąd rozciąga się widok na masyw Sung, wchodzących wita wielki posąg mnicha pozdrawiającego ich gestem, który w czasie prześladowań i zejścia do podziemia był znakiem rozpoznawczym. Dłonie ułożone w symbol słońca i księżyca są jednocześnie znakiem dynastii Ming. W dawnym miejscu zgłębiania tajemnych sztuk walki mieszka dziś około stu mnichów. Pojawiają się znienacka pomiędzy stupami na cmentarzu nazywanym Lasem Pagód. Nie podejmują rozmów, ale wiedzą, kiedy zwolnić kroku, żeby migawka aparatu fotograficznego nadążyła za nimi. Na nagrobkach wyryte zostały obrazki ilustrujące życie zmarłych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Mira Fiutak