Tubylcy i biali koloniści wytrzeszczali oczy na widok samotnego rowerzysty, wjeżdżającego do ich oazy wprost z pustyni. Albo do wioski wśród buszu, czy placówki misjonarzy odciętej od świata. Przed II wojną światową poznaniak Kazimierz Nowak okrążył Afrykę na rowerze.
Ryszard Kapuściński mówił, że nazwisko Nowaka powinno się wymieniać wśród najsławniejszych po-dróżników świata, takich jak Livingstone i Stanley. To szokujące, że wiedza o nim zaginęła. Odkrył ją dopiero Łukasz Wierzbicki, który zebrał reportaże Nowaka w książce „Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd”. – Mój dziadek przed wojną śledził relacje z podróży Nowaka w gazetach. A kiedy podróżnik wrócił z Afryki, dziadek biegał na jego odczyty. Zwolnił się nawet z pracy, żeby pójść na jego pogrzeb – mówi. W czasie studiów zaintrygowany Łukasz znalazł w poznańskich bibliotekach około stu reportaży Nowaka. – Z początku nie zdawałem sobie sprawy, jak ważną historię odkryłem – wspomina.
Rowerem przez Saharę
Nowak pochodził z Podola, ale mieszkał w Poznaniu z żoną Marią i dziećmi: Elą i Romualdem. Był urzędnikiem w towarzystwie ubezpieczeniowym. Do czasu, kiedy na świat spadł kryzys. Kazik został bez pieniędzy. Wymyślił więc, że utrzyma rodzinę z pisania dla polskich i niemieckich gazet o... podróżach przez świat. – To nie był jakiś turysta, który uzbierał pieniądze i pojechał na wczasy. On wyjechał z biedy – mówi Krzysztof Noworyta z Narodowego Centrum Kultury. Centrum organizuje dziś wystawę zdjęć Nowaka. Można je oglądać do 30 kwietnia przy bramie Uniwersytetu Warszawskiego na Krakowskim Przedmieściu. – Przywracamy pamięć o tym niezwykłym podróżniku. Nasza wystawa prezentowana jest po polsku i angielsku. Liczymy na zainteresowanie młodych podróżników – mówi z pasją Noworyta.
W świat Kazik wyruszył w 1925 r. A w 1931 r. zaczął Wielką Podróż po Afryce. Wsiadł na swój siedmioletni rower, wziął zapas łatek na dętki i 60 kg bagażu. A potem ruszył na rowerze wprost przez... Saharę. Miał wtedy 34 lata. „Pustynia zaczyna swą wieczorną modlitwę. Jej hymn płynie poprzez wydmy i niebotyczne góry, poprzez przeraźliwe płaskie serir, nieskończenie zda się długie uadi i w cały świat płynie, każdy kamień, najdrobniejsze ziarnko piasku modli się. Wystarczy przyłożyć ucho do martwego zda się głazu, do garści złotego pyłu przybliżyć ucho i słychać najwyraźniej szept cichy, pokorny…” – pisał. – „Tuareg, syn Sahary, człowiek niewykształcony, którego świat cywilizowany nie uważa nawet za człowieka, w noce saharyjskie mówił do mnie: »Słyszysz, pustynia się modli«. A potem, umywszy piaskiem, który tu wodę zastępuje, ręce i Koranem przepisane części ciała, padał na kolana i korne słowa pieśni do Allacha płynęły z piersi biedaka-koczownika. I zda się wtedy, że słychać rozkołysane serca dzwonów, których echo idzie poprzez świat cały, tam z kościółka, w którym modliłem się tak często. I w ciszę pustyni pobiegły słowa nauczonej przez matkę modlitwy. Jest niedziela i tu, wśród obcej pustynnej krainy, po polsku na głos modli się włóczęga. Modliłem się i ja, i piasek, i głazy” – wyznał.
W Wielką Sobotę 1932 roku Kazik wzbudził szok tubylców, wjeżdżając do oazy Maradah. Nie umieli zrozumieć, skąd w szczerej pustyni znalazł się samotny cyklista z Polski. Włoscy urzędnicy kazali mu jednak zmienić trasę ze względu na niepokoje w Cyrenajce. Kazik skręcił więc w stronę Egiptu. „Może list następny ciekawszy będzie, może nawet uda mi się zrobić zdjęcie, jak mnie lew zjada na śniadanie lub coś w tym rodzaju” – pisał z pogranicza Egiptu i Sudanu. Przez większość podróży nie miał ze sobą strzelby. „Wjeżdżam w kraj, gdzie na każdym kroku czyha śmierć. A jednak, choć liczę się z trudem dni najbliższych, jakaś przepotężna siła gna mnie naprzód, oprzeć się jej nie mam mocy” – dodał. Kartki wysyłane żonie tytułował: „Kochanej Marysieńce”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak