W budynku łódzkiej wytwórni filmów animowanych „Se-ma-for” zamiast czerwonego dywanu, po którym się idzie po odbiór Oscarów, jest czerwona wstążeczka. Można po niej dojść do pracowni, w której powstawał nagrodzony „Piotruś i wilk”.
To dywan na naszą miarę – śmieje się ekipa ciesząca się ze zdobycia Oscara. – Na świętowanie też trzeba mieć zdrowie – narzekają, ale od poniedziałku cierpliwie znoszą obecność mediów. Jeszcze przed uhonorowaniem filmowym Noblem nakręcono dokument pokazujący, w jakich warunkach pracują. Cieknące dachy, zimno w pracowniach, skromniutki gabinet prezesa. Trudno się domyślić, że to światowej rangi firma, w której realizuje się nagradzane filmy animowane.
– Jesteśmy brygadą cudaków – tłumaczy Sylwia Nowak, charakteryzatorka lalek. – Gdybyśmy za tym nie przepadali, już by nas tu nie było. – Mamy świetny zespół, z którym się chce pracować po 16 godzin dziennie za marne pieniądze – pokazuje na kolegów Adam Wyrwas, najlepszy animator świata. Cztery dni temu po oskarowej gali w Los Angeles trzymał przez kilka minut zwycięską, ważącą ponad 4 kg statuetkę. Siedział 30 metrów nad sceną i kiedy usłyszał, że ich film zwyciężył, krew odpłynęła mu z głowy. A potem na przyjęciu, gdy ściskał go sam Andrzej Wajda i cała ekipa „Katynia”, po prostu się rozpłakał. – To nagroda nie tylko dla reżyserki Suzie Templeton, ale dla wszystkich pracujących przy filmie – mówi Zbigniew Żmudzki, polski koproducent „Piotrusia i wilka”, prezes „Se-ma-fora”, wytwórni, która już 25 lat temu dostała Oscara za „Tango” Rybczyńskiego. – Ciekawe, jak tę wiadomość przyjęli jurorzy krakowskiego festiwalu filmów krótkometrażowych, którzy nie dopuścili filmu do konkursu – zastanawiają się nagrodzeni.
22-metrowy las
W 2004 angielska reżyserka Suzie Templeton napisała do Żmudzkiego, że uznałaby za zaszczyt możliwość współpracy z Markiem Skrobeckim, twórcą rewelacyjnego filmu animowanego „Ichthys”. (Prezes „Se-ma-fora” wyjaśnia mi, że do Oscara nominowane są tytuły, które zdobywają główne nagrody w światowych konkursach filmowych. Łódzki „Ichthys” też miał wszystkie dane, aby zwyciężać, ale w jury tych konkursów zasiadają lewacy, którzy z góry odrzucali go, jako „film zawierający wartości chrześcijańskie”). „Se-ma-for” zgodził się na koprodukcję, a Skrobecki ostatecznie został drugim reżyserem i scenografem „Piotrusia i wilka”. – Film był gotowy po 8 miesiącach zdjęć. Premiera odbyła się we wrześniu 2006 r. w Royal Albert Hall w Londynie – wspomina Elżbieta Stankiewicz, kierownik produkcji, w firmie od 15 lat.
Najpierw ekipa scenografa pojechała na Ukrainę, żeby zrobić zdjęcia, zainspirować się tamtejszym krajobrazem. Potem w hali przy Łąkowej stworzyli tajgę o powierzchni 200 m kwadratowych, w której poruszał się wilk o wielkości 30 cm. Każda igiełka sosny była pięć razy mniejsza od prawdziwej. Niestety, las długości 22 m z 1700 drzewami, został po skończeniu zdjęć pocięty. Był zbyt duży, żeby zachowało go jakieś muzeum.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych