Najstarszy w Polsce obraz leżał przez prawie dwieście lat w zapomnianej skrytce. – Nikt nie wiedział, gdzie jest. Wreszcie znaleziono go w zakrystii pod... podłogą – mówi biskup legnicki Stefan Cichy, człowiek zafascynowany sanktuarium w Krzeszowie.
Biskup opowiedział nam o tajemnicach tego niezwykłego starego opactwa. Krzeszów to maleńka wieś na Dolnym Śląsku, na zachód od Wałbrzycha. Wieś, w której stoją dwa potężne kościoły. Oba miałyby szanse na zwycięstwo, gdyby ktoś ogłosił plebiscyt na najpiękniejszy zabytek w Polsce. – Opactwo w Krzeszowie ufundowała Anna, wdowa po Henryku Pobożnym – opowiada biskup. Henryk Pobożny to ten znany z podręczników książę, którego zabili Tatarzy w wielkiej bitwie pod Legnicą w 1241 r. Jego pozbawione głowy ciało rozpoznała po sześciu palcach u stopy jego mama, święta Jadwiga Śląska. Anna, jej mąż i teściowie tworzyli jedną z najwybitniejszych i najbardziej związanych z Kościołem sławnych rodzin w historii Polski. Pół wieku po akcie fundacji opactwa książę Bolko, wnuk Anny i Henryka, sprowadził do Krzeszowa mnichów w białych habitach – cystersów. To oni wznieśli we wsi te dwa olśniewające barokowe kościoły. Biskup Cichy wprowadza nas teraz do mniejszego z nich, kościoła św. Józefa.
Gospoda w kościele
Zamieramy z wrażenia. Przez moment mamy poczucie, jakby w tym kościele wcale nie było murów. I że zamiast na ściany, patrzymy na niebo, po którym płyną białe obłoki. Tylko najwięksi mistrzowie potrafili tak namalować głębię przestrzeni. Ten barokowy mistrz nazywał się Michael Willmann. Namalowani przez niego święci wręcz wychodzą z tła w naszym kierunku – tak są plastycznie przedstawieni. – Ale zwróćcie uwagę na wielbłądy – uśmiecha się tajemniczo biskup i prowadzi nas do prezbiterium. Zadzieramy głowy. I coś nam nie gra. To naprawdę wielbłądy? Już prędzej pomyślelibyśmy, że dinozaury. – Po prostu Willmann nigdy nie widział wielbłąda. Dlatego namalował te wielbłądy z końskimi łbami – śmieje się bp Cichy. I już ciągnie nas w przeciwległą stronę kościoła, ku niewielkiemu freskowi, na którym Maryja i Józef trzymają za ręce małego Jezusa. – Widzicie strój Matki Bożej? Ona ma kapelusz holenderskiej damy z XVII w., wygląda jak modnisia. Te freski mówią sporo też o czasach, w których powstały – tłumaczy.
W tym kościele jest też autoportret samego Willmanna. Mistrz namalował siebie jako oberżystę, który odmawia noclegu świętemu Józefowi i Maryi. Podobno Willmann przy malowaniu sam za dużo czasu spędzał w gospodzie (która zresztą nosi dzisiaj nazwę „Willmannowska pokusa”). W końcu krzeszowscy cystersi zagrozili mu: bo zamkniemy cię w kościele, aż dokończysz pracę. – A Willmann miał odpowiedzieć: „Dobrze, ale ja i tak będę w gospodzie!”. I rzeczywiście namalował się w gospodzie – dopowiada wesoło ks. Piotr Nowosielski, rzecznik legnickiej kurii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak