Myśl: Wciąż mam nadzieję, że nie zmierzamy ku przepaści, ku zagładzie narodów europejskich, także naszego narodu. Mimo demograficznej zapaści
Życie serwuje kontrasty. Lepiej wtedy widać głębię rzeczywistości – dobra i zła, mądrości i głupoty, piękna i brzydoty. Nie wiem, czy to było złe, niech Bóg osądzi. Było brzydkie. I było głupie. Głupie poglądy prezentowała w telewizji skrzeczącym głosem pewna pani profesor. Obrończyni uciśnionych i prześladowanych przez Kościół kobiet.
Nazajutrz zaś zobaczyłem... Najpierw dziadka z wnuczkiem, takim niespełna rocznym. Pokazywał małemu mojego psa. Dziadek był zauroczony – nie psem, malcem na rękach. Chwilę potem wróciła mama malca. Dawna uczennica, pani inżynier z dyplomem szacownej krakowskiej uczelni, a od kiedy pamiętam – zawsze uśmiechnięta. Tym razem chyba bardziej. Wziąłem ją za ramiona (trochę poufałości, ale te dzieci wyrastały przy mnie) i zapytałem: Jesteś szczęśliwa? Odpowiedź było i tak widać z twarzy. A przecież ucieszyłem się, gdy usłyszałem: „Bardzo!”. Powiedziała to tak ciepłym tonem, że cząstka tego szczęścia i mnie się udzieliła. Powtórzyłem pytanie: Czy jesteście szczęśliwi? We troje?
Drugą odpowiedzią zaskoczyła mnie. „Troje, czworo, więcej! Gromadka dzieci. A potem: mamooo!”. Do tego gest, jakby zagarniała tę gromadkę. I dalej: „Te wszystkie feministki są głupie. O co one walczą? To takie cudowne – być w domu, z dziećmi, gotować, wszystkich kochać. Może być coś piękniejszego?”. I w tym momencie przypomniał mi się skrzeczący głos obrończyni kobiet, która szczęścia chyba nie zaznała i dlatego w kółko plecie androny. Może miała trudne dzieciństwo, może brakło jej szczypty ciepła i drugiej szczypty szczęścia. Żal mi jej. Tylko dlaczego tacy ludzie muszą zatruwać społeczne środowisko, wlewając w nie jad swojego chorego życia? Przekonani, że mają rację.
Wsiadłem do swojego samochodu, pies już tam na mnie czekał. Pojechaliśmy na dwugodzinny spacer w góry. Miałem czas i na Różaniec, i na zastanawianie się nad tym, co usłyszałem. Przecież nie ona jedna jest szczęśliwa w roli matki. Pośród moich wychowanek, dorosłych już, a przecie młodych, jest więcej takich jak ona. I to wcale nie przysłowiowe „domowe kury”. Wykształcone, z dobrym zawodem (albo dwoma), z własnym mieszkaniem albo i domem. Szczęśliwe w roli matek. Nie pytałem ich (zapytam), czy bliskie im są hasła feministek. Tych zgorzkniałych i tych błazeńsko wesołych. Jedno i drugie wydaje się podejrzane i nieprawdziwe. A te mamusie i ich mężowie – wraz z dziećmi – są naszą nadzieją. Bo ja wciąż mam nadzieję, że nie zmierzamy ku przepaści, ku zagładzie narodów europejskich, także naszego narodu. Mimo demograficznej zapaści, mimo moralnemu zdziczeniu, mimo prymitywnemu materializmowi, mimo głupocie wciskanej nam jak przysłowiowej małpie kit. Znaków nadziei sporo wokół nas.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz parafii Nowy Świętów