Myśl: Muzyka – i to niekoniecznie religijna – jest kapitalnym sprzymierzeńcem ewangelizacji
Nie byłoby tego felietonu, gdyby nie złożony zbieg okoliczności. Lokalne wydarzenie wywołało temat natury ogólniejszej. Był koncert dobroczynny. Nie pierwszy w naszej wiejskiej okolicy. Trzeba pomóc dziecku i jego rodzicom, choroba sięga głęboko do kieszeni. Wystąpił chór młodzieży z pobliskiego miasteczka. Dobry chór – w ogólnopolskich konkursach w poprzednich latach zdobywali Srebrne Kamertony, tego roku wrócili ze złotym. Oprócz tego solistka – flet z towarzyszeniem organów. Na innym takim koncercie były także parafialne zespoły – i młodzieży, i dorosłych. No właśnie, bo te koncerty to w kościele.
Nie ma na wsi innej sali. Zresztą muzyka to stara i ważna tradycja Kościoła. Oprócz dobroczynnego powodu mam więc i ten muzyczny. Inna rzecz, że lubię słuchać muzyki, obserwować wykonawców, przypatrywać się publiczności. Tyle można się dowiedzieć o ludziach... Po koncercie rozmawiamy przed kościołem. „O, ksiądz Horak, pewnie będzie felieton?” Nie, dziś jestem prywatnie i tematu jakoś nie znalazłem – uciąłem. „O jednych koncertach piszecie, o innych nie” – rozmówca był wytrwały. Nie zdążyłem się odezwać, uprzedził mnie dyrygent owego chóru, profesjonalista. Zaoponował: „Bo też i nie o każdym warto pisać. A im więcej komercji, tym mniej warte uwagi”. Wtedy temat zaświtał mi w głowie.
Dwa tygodnie wcześniej byłem (nie całkiem prywatnie) na inauguracyjnym koncercie lokalnego festiwalu muzyki poważnej w zabytkowych wnętrzach księstwa nyskiego. Zupełnie nie komercyjnym. Przygotowując relację, lubię być pośrodku wydarzeń. Przed rozpoczęciem koncertu wmieszałem się więc w tłumek wykonawców. Tylko kilka osób starszych, reszta orkiestry i chóru to młodzież. Dziewczęta – same ładne, ba! – śliczne. Chłopcy – jak wybierani. Znam ten mechanizm – obcowanie od małego z muzyką uszlachetnia twarze, odbija się na zachowaniu. Pięknieją. Mam w zakrystii kilka osób ze szkół muzycznych, obserwuję proces nabierania odwagi i ogłady, wyczucia piękna i dobra.
Dlatego muzyka (i to niekoniecznie religijna) jest kapitalnym sprzymierzeńcem ewangelizacji. Zaprzepaszczenie szansy, jaką jest muzyka, to ogromna strata. W polskich szkołach już od lat się nie śpiewa. Ilość programowego czasu na muzykę i śpiew jest tak okrojona, że to, co zostało, nie ma praktycznego znaczenia. Muzyczna szkoła jest dostępna tylko dla „miastowych”. A jeśli „podmiejskie” dzieci i ich rodzice doceniają wartość muzyki, muszą wykazać się heroizmem, by szkołę skończyć. I dziwić się coraz większemu zdziczeniu obyczajów... Gdyby pieniądze (czasem ogromne), które ładuje się w niejedną komercyjną imprezę, w jakiejś części przeznaczyć na upowszechnianie muzycznej edukacji... Wtedy widok z mojego okna byłby ciekawszy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz parafii Nowy Świętów