Niedawno któryś polityk zawzięcie dowodził, że nie ma Polski „A” i „B”. Jest, tyle że nie z każdej perspektywy widać te odmienności, a o drastycznych różnicach słyszeć nie chcemy.
Trochę czasu minęło, uporałem się z szokiem, doszły nowe okoliczności. Szok? Chyba tak. Kiedyś w czasie rekolekcji podeszło do mnie dziecko. Mina smutna, kąciki ust drgają... „Proszę ojca...” Długo trwało, zanim mała wykrztusiła z siebie: „Ukradłam, co ja mam zrobić?”. Odpowiedź prosta: Przyjdź do spowiedzi. A możesz powiedzieć, co ukradłaś? „Cukierka jednego ukradłam. Z kredensu. Mama kupiła dla wszystkich, a ja ukradłam”. Bariera pękła, dziecko się otworzyło, zacząłem delikatnie pytać o dom, o rodzinę. Mój Boże! Wielodzietna, kochająca się rodzina, z mamą i tatą.
I z wiecznymi kłopotami zwykłych ludzi o pracę, o zapłacenie mieszkania, o każdy grosz. W końcu mała wróciła do tematu. „Proszę ojca, co mam zrobić z tym cukierkiem? Ja go zjadłam”. Dam ci parę złotych, kupisz... „Nie! – przerwała zdecydowanie. Tak łatwo to nie można!” Stanęło na tym, że powie mamie i przeprosi rodzeństwo, a jak dostanie od chrzestnej, to rozda im. Zapytałem, czy mama nie nakrzyczy. Popatrzyła na mnie jakoś nieprzytomnie i powiedziała: „Nie. Mama pocałuje”. No to ja przynajmniej przytuliłem. Mała zniknęła wśród dzieci. Zobaczyłem ją przy Komunii. Uśmiechnięta, świdrowała niebieskimi oczkami, żebym ją zauważył. Zauważyłem.
Nie pamiętam dokładnie, ale gdzieś niedawno któryś polityk zawzięcie dowodził, że nie ma Polski „A” i „B”. Jest, i to nie tylko „B”, ale może i gdzieś tam dalej. I ta Polska widziana na mapie, gdzie różne regiony można zakreślać. I ta, w której granice przebiegają przez tę samą ulicę, a nawet podwórko. Tyle że nie z każdej perspektywy widać te odmienności, a o drastycznych różnicach słyszeć nie chcemy. Negocjowałem kiedyś z siostrą zakonną cenę za pobyt mojej ministranckiej grupy.
Utargowałem do 73 proc. Siostra nie była zachwycona, ja też nie. „Widzi ksiądz, przyjedzie organizator z województwa... (nie zdradzę jakiego), to bez zmrużenia oka przyjmie nasze stawki, a jak mu będzie zależało na terminie, to i dołoży”. Skończyliśmy wakacje debetem. Bo my jesteśmy z Polski chyba „C”, ale inni mają się gorzej. Dlatego po wspomnianych negocjacjach przypomniał mi się ów cukierek. Jedno i drugie wydarzenie miało miejsce przed kilku laty. Czy coś się zmieniło? Chyba tak. Zmieniło się, i to na lepsze. Ale obawiam się, że proporcje różnic są większe. I o jakąś literkę w tej klasyfikacji więcej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz parafii Nowy Świętów