Jeśli ktoś myśli, że budynki nienadające się do zamieszkania nie nadają się do niczego, niech zobaczy pałace w Krainie Górnej Odry.
Wśród skupiska drzew prześwitują jakieś zabudowania. Gdy podjeżdżamy, widać tylko wysoki mur. Wreszcie skręcamy. Niespodzianie ukazuje się potężna elewacja. To jest dopiero widok! Rzędy okien w klasycystycznej oprawie, jedne nad drugimi, wpatrują się w nas pustymi oczodołami. Zdobienia ścian, resztki schodów, kolumienki – wszystko tu mówi o dawnym splendorze. Uwagę zwracają rzeźby w trójkątnym przyczółku nad centralną częścią fasady. A właściwie resztki rzeźb przedstawiających półleżące postacie, oparte o coś, co było zegarem, a dziś jest dziurą. Gdzie spojrzeć, świetność eklektycznego pałacu miesza się z efektami jego późniejszej dewastacji. Z jednej strony żal zniszczonego piękna, a z drugiej podziw dla piękna zachowanego, a nawet w pewnym sensie podkreślonego. Bo trzeba przyznać, że takie ruiny robią wrażenie – może nawet większe niż budynki „pełnosprawne”. Pewnie dlatego w XIX wieku byli tacy magnaci, którzy budowali sobie tzw. ruinę romantyczną, żeby patrząc na nią, przeżywać wzruszenie i snuć refleksje nad kruchością bytu. Ziemia raciborska jednak – bo na niej właśnie jesteśmy – skrywa sporo ruin prawdziwych pałaców, przy których nie trzeba sztucznie wywoływać melancholii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak