Dobrym rozwiązaniem byłoby uzupełnienie szkolnej lekcji religii katechezą w parafii.
Jeden z katechetów opowiadał mi, że w tym roku wystawił tylko sześć ocen z religii na zakończenie drugiego semestru nauki. Bo właśnie tylu uczniów uczęszczało na lekcje. „A ile dzieci jest w klasie?” – zapytałam. „Jak to w klasie? To grupa uczniów z sześciu klas w mojej szkole!” – odparł.
Z pewnością nie jest to odzwierciedlenie sytuacji w każdej placówce, a tym bardziej w każdym regionie Polski. Problem jednak istnieje i się nasila. Coraz więcej uczniów rezygnuje z lekcji religii. Z różnych przyczyn: bo wiążą się z wymaganiami, bo koledzy nie chodzą, bo rodzicom jest wszystko jedno, bo na religię przychodzą grupki młodych, które celowo rozbijają lekcje, szydzą z treści religijnych, hejtują księdza i kolegów itd. Właśnie teraz, gdy rok szkolny niedawno się zakończył, jest najlepszy moment, by pomyśleć o następnym. Po wakacjach będzie na to za późno.
Wydaje się, że dobrym rozwiązaniem byłoby uzupełnienie szkolnej lekcji religii katechezą w parafii. Z taką propozycją wystąpił biskup Wojciech Osial, przewodniczący Komisji Wychowania Katolickiego, który na czerwcowym zebraniu episkopatu mówił, że religia w szkole i katecheza w kościele stanowią dwie rzeczywistości komplementarne, które tworzą dzieło polskiej katechezy i które potrzebują siebie nawzajem. Dlaczego? Bo katecheza przy kościele będzie się wiązała z modlitwą i zaangażowaniem w liturgię oraz z sakramentami, a to przecież jest najważniejsze. Może więc dwie godziny religii w szkole warto rozdzielić – i jedną przenieść na stałe do kościoła?
Owszem, wiązałoby się to z trudem przeorganizowania życia parafialnego, wyznaczenia nowego podziału zadań wśród księży, także przywróceniem salek katechetycznych, ale wszystko jest do zrobienia. Warto wracać do praktyk, które się sprawdziły w przeszłości. A mamy na czym bazować. Lekcje religii przy parafiach bardziej zbliżały do Mszy św., miały charakter formacyjny, odpowiedzialnie podchodzili do nich nie tylko uczniowie, lecz także rodzice. Mógłby to być nowy sposób ewangelizacji dzieci i młodzieży. Jeśli zaś pozostanie tak jak jest, będzie tylko gorzej, co pokazują badania statystyczne.•
Milena KINDZIUK