Dawniej opinia naukowa była synonimem pewności i roztropności. Dzisiaj, niestety, widać, że uczeni cienko przędą i dla pieniędzy gotowi są niemal na wszystko.
Trwa sesja egzaminacyjna na uczelniach, w szkołach ferie zimowe. Najwyższy czas, żeby porozmawiać o nauce. Gdy otworzymy przeciętną gazetę, to zauważymy natychmiast doniesienia powołujące się na uczonych amerykańskich. Najnowsze doniesienia z badań amerykańskich: młodzież i dzieci spędzają coraz więcej czasu przed komputerem, telewizorem lub konsolą, przy czym trudno rozgraniczyć te zajęcia z uwagi na popularną multimedialność.
Tylko jeden sposób spędzania wolnego czasu znacząco zmniejszył swą popularność: czytanie (!). Uczeni mówią na każdy temat. Po paru latach można skompletować swoistą encyklopedię z tych prasowych enuncjacji. Miałaby ona urok encyklopedii osiemnastowiecznych. Takich z czasów saskich: zawierały one wiadomości różne, ciekawostki pouczające, jednym słowem kogel-mogel. Każdy na pewno, jeśli żyje dostatecznie długo (co wcale nie znaczy, że musi być długowieczny), co najmniej kilka razy w życiu słyszał o szkodliwości jajek albo na odwrót – o nadzwyczajnych zaletach nabiału. Sądząc z tego, co obserwuję u mnie w domu, obecnie panuje moda na jedzenie jajek, bo pojawiają się one częściej niż poprzednio. Podobnie miewamy „mody” na warzywa, na picie herbaty i kawy, na dziurę ozonową albo na szkodliwość „świńskiej grypy”.
W tym ostatnim przypadku ubóstwo może być cnotą, bo z jakiegoż to innego powodu nasz resort zdrowia oparł się masowej kampanii producentów szczepionek? Wszystkie te obserwacje sugerują, że z nauką nie wszystko jest w porządku. Dawniej opinia naukowa była synonimem pewności i roztropności; może nie całkiem była tożsama z prawdą, ale na pewno była całkiem dobrym jej przybliżeniem. Dzisiaj, niestety, widać, że uczeni cienko przędą i dla pieniędzy gotowi są niemal na wszystko. Pogoń za grantami zamieniła się w główne zajęcie zespołów badawczych, które wciąż jednak zatrudniają uczonych jako realizatorów projektów. Przynajmniej na razie, zapewne przyszłość będzie polegała na tworzeniu wyłącznie projektów, co nie byłoby takie głupie – w końcu już wszystko zbadano, i to po kilka razy.
W ten sposób dojdziemy do kreatywności w nauce, czyli zjawiska dotychczas znanego w księgowości. A tymczasem rośnie na świecie konkurencja dla uczonych amerykańskich: za kilka lat to chińscy uczeni będą cytowani jako główni specjaliści od wszystkiego. Obserwuję zjawisko pojawiania się dużej liczby Chińczyków na konferencjach naukowych: z impetem odkurzacza zajmują się oni wszystkim. Przeważnie przerabiają śmieci, ale i wśród śmieci trafi się niekiedy znalezisko. Chiński odkurzacz wymiecie wszystko, do imentu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim