Jak się ma Google, to chyba matury nie trzeba
A może nie mają? Czyj cytat sparafrazowałem, wiesz chyba, Czytelniku. Młodsi mogą nie wiedzieć – tym proponuję wpisać w Googlach trzy pierwsze słowa tytułu. To działa, naprawdę. Jak się ma Google, to chyba matury nie trzeba. Zatem – Polacy, pan Rej, Google, książki i język. Dziś sprowokowała mnie cała strona reklam książek. Pismo, w którym to zobaczyłem – super. Polecam każdemu. Trzymasz je w rękach. Książki – wszystkie dobre. Aliści ani jednej nie napisał polski autor. Same tłumaczenia. Pewnie przypadek, że w reklamie sprzed kilku tygodni znalazły się te książki. Być może.
Ale przecież zatrzymuję się przed witrynami księgarń (a jak ich ubyło, aż przykro). Wchodzę i przeglądam ofertę. Znowu sytuacja podobna – większość książek to tłumaczenia. Obserwuję ten stan już od dobrych kilku lat. Wspomniana reklama tylko wywołała temat. Oczywiście chodzi mi głównie o książki religijne – o te fachowe, ale jeszcze bardziej o popularne. Dlaczego tak jest? Widzę kilka możliwych odpowiedzi. Pierwsza – brakuje nam autorów, którzy by takie książki pisali. Ale dlaczego brakuje? Jest w Polsce kilka wydziałów teologicznych, jest tyle ośrodków formacyjnych, tyle klasztorów. Przecież to duży potencjał.
Druga odpowiedź – moda na zagranicę. Moda i jakieś kompleksy. Ani chybi łatwiej zejdzie z półki Tommaso dei Monti (tak by po włosku mogło brzmieć Tomasz Horak). Wydawnictwa o tym wiedzą i drukują, co chodliwe. Trzecia odpowiedź wskazuje na brak rozeznania – wydawcy nie wiedzą, co naprawdę warto (także z punktu widzenia opłacalności) podsunąć czytelnikowi. Nie wiedzą też, gdzie znaleźć kilkunastu mądrych, dowcipnych, głębokiej wiary i lekkiego pióra autorów. Chyba potrzeba rzeczowej pomocy jakichś socjologów, medioznawców czy jeszcze innych fachowców. Speców od marketingu także.
Pewnie zabrałem się za wyważanie otwartych drzwi. Kolegia wydawnicze, hurtownicy, księgarze wiedzą więcej na ten temat niż wiejski proboszcz. Pewnie tak. Ale może brakuje jakiejś szerszej wizji i programu koordynującego rozproszone wysiłki wielu ludzi. Rynek sam wszystkiego nie ureguluje. A może kryje się za tym wszystkim jeszcze inna przyczyna – nasza polska wada, iż najlepiej, jak każdy sobie rzepkę skrobie. I tym sposobem wprawiamy pana Mikołaja Reja w zły humor, bo Polacy choć nie gęsi, swych książek nie mają.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz parafii Nowy Świętów