Wszyscy ludzie mają niebezpieczne chwile, choć czasem nie zdają sobie z tego sprawy.
Mamy już pierwszą listopadową niedzielę. Zaczyna się miesiąc „niebezpieczny dla Polaków”, jak pisał poeta. Z tej okazji nie od parady będzie przypomnieć, że również inne nacje mają „niebezpieczne” pory. Zresztą, po co ograniczać się do nacji? Po prostu wszyscy ludzie mają niebezpieczne chwile, choć czasem nie zdają sobie z tego sprawy. Jest taki niemiecki publicysta Henryk Broder. Urodził się w Katowicach, w 1958 r. wyemigrował do Niemiec, a teraz zapowiada, że w przyszłym roku będzie kandydował do Centralnej Rady Żydów w Niemczech. Po co? „Jedną z najważniejszych spraw do załatwienia będzie dla niego wykreślenie z niemieckiego prawa przepisu dotyczącego karania za »kłamstwo oświęcimskie«” (cytat za: Forum Żydzi – Chrześcijanie – Muzułmanie). Dość szokujące, nieprawdaż? Ale czego można się spodziewać po kimś, kto niedawno zasłynął z oskarżenia innej niemieckiej Żydówki, Evelyn Hecht-Galinski, o… antysemityzm.
Z powodu porównania polityki Izraela do polityki nazistowskich Niemiec. No cóż, wszystkiego można się spodziewać po kimś urodzonym w Katowicach (dodam, że ja też urodziłem się niedaleko stąd). Zanim jednak zaczniemy krytykować Brodera za jego niewyparzoną gębę, przeczytajmy mało w Polsce znany esej „Kritik der reiner Toleranz”, czyli „Krytyka czystej tolerancji”. Tytuł nawiązuje do Kantowskiej „krytyki czystego rozumu”, ale treść jest świeża. Nie chcę powiedzieć, a tym mniej napisać, że Kant jest nieświeży, ale trudno nie przyznać, że brak już dzisiaj świadomych entuzjastów królewieckiego samotnika. Natomiast „tolerancja” zdaje się dzisiaj wyznaniem panującym, dla którego konkurencję stanowią jedynie religia zdrowia (sanacjonizm?) czy klimatyzm.
Tolerancja przybrała dzisiaj rozmiary plagi społecznej, bo w jej imię całe społeczeństwa opanowuje zadziwiająca słabość, bezwolność i, nie wahajmy się użyć tego słowa, ogłupienie. Pod przykrywką „tolerancji” kryje się na ogół zwyczajny egoizm. Nie wypada krytykować innych, ale przyzwolenie na najdziwniejsze zachowania w imię tolerancji prowadzi do samozagłady społeczeństwa. To prawda, że inni są przede wszystkim godni szacunku, ale jeśli dokonują zamachów terrorystycznych albo obrażają poczucie przyzwoitości, to szacunek powinno się odstawić do kąta. Zbrodnię należy nazywać po imieniu, a nie szukać dla niej usprawiedliwienia w ciężkich warunkach domowych obecnego mordercy. Poza tym tolerancja dla głupoty w ogóle nie daje się obronić. Nic dziwnego, że Broder domaga się „nietolerancji” dla tych, którzy sami się nie tolerują.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim